niedziela, 24 grudnia 2006

O tym, że nie mam czasu...

Właściwie to muszę Was przeprosić, że tak długo się nie odzywałam... Chociaż chyba za wiele Was nie jest, więc nie rozczarowałam miliona fanów. Ale przepraszam, jeśli ktoś czekał niecierpliwie na wiadomości o mnie, czy ode mnie... Naprawdę nie mam czasu. Ani weny. Po prostu jak wracam z pracy/szkoły to nie mam siły na górnolotne wywody na temat mojego życia.
Jest z tego wniosek. Nadmiar zajęć nie sprzyja nadmiarowi rozmyślań. I tu potwierdza się moja teoria o Średniowieczu. Ludzie byli wtedy tak zmęczeni pracą na ziemi swoich panów i swojej, że nie mieli czasu i siły na inne problemy... Dlatego kiedyś mówiłam, że chciałabym żyć właśnie w Średniowieczu. Bo ludzie nie mieli wtedy zmartwień innych niż te najbardziej podstawowe i przyziemne. Co włożyć do garnka, jak ubrać dzieci, bo zima idzie. Owszem, nie mówię, że wtedy było lepiej, choć Adaś mówi, że było, bo na dodatek mieli liniowy podatek na poziomie 10%. Materialista, nie? Ale i tak bardzo go lubię.
Ale wracając do rzeczy... Tak naprawdę to nic się nie dzieje, bo na nic nie mam czasu. Nie mówię, że trudno jest pogodzić dzienne studia z pracą. Twierdzę natomiast, że ciężko jest pogodzić studia dzienne i pracę z czymkolwiek innym. Zwłaszcza jak praca dzwoni i mówi:"Magda, a może byś przyszła w piątek na 8 godzin od 14 do 22?" - i jakoś trudno odmówić któryś raz z rzędu. A byłam umówiona z Łukaszem... Odwołałam to spotkanie, czy to źle?
Ale przecież tak to właśnie widziałam, prawda? Że będę chodzić do szkoły i do pracy i nic więcej... W sumie wiedziałam, na co się piszę. A najśmieszniejsze jest to, że mnie się tak właściwie podoba w tej pracy. No nic, zobaczymy, co będzie dalej, prawda. Na razie nie mogę nic poradzić na to.
Ogólnie trochę smutek jest z Sylwestrem, ale myślę sobie, że trudno. (Chyba już pisałam, ze pracuję wtedy do 21?) Może sobie wezmę domówienie i posiedzę w pracy więcej. Przecież i tak nie miałam jakichś wielkich planów. Po powrocie pójdę spać i się wyśpię może. Ciekwe, jaki będzie grafik na styczeń.
Wiecie, ten brak czasu jest jednak wkurzający. Bo było parę rzeczy, które chciałam tu napisać... Przychodziły mi do głowy w wolnych chwilach. Ale nie miałam tych chwil na tyle, żeby usiąść i napisać coś z sensem. Albo byłam zbyt zmęczona na formułowanie sensownych myśli i przenoszenie ich na klawiaturę. I teraz sama już nie wiem, co chciałam wtedy napisać. Tak, właściwie mogłabym tu wpaść i wrzucić parę luźnych zdań. Ale zbyt szanuję ludzi, którzy mogliby to czytać, żeby tak ich potraktować. Tak, zdaję sobie sprawę z tego, jak to brzmi, przepraszam.
Wiecie, że są Święta? Wiecie, że nie dostałam jeszcze kartki żadnej, ani życzeń? A wiecie, że sama też nie wysłałam nic? Pewnie sama jestem sobie winna, prawda? Wiem, wiem. Ale jakoś Święta nie wpływają na mnie dobrze. To znaczy, fajnie, że są. Rodzinne i tak dalej. Ale zawsze mnie dołuja. I nie chodzi mi o to, że wszędzie jest pełno ozdób, reklam i Bóg wie czego. To raczej jest wkurzające, ale jakoś jestem ostatnio ponad to, a może poniżęj... Bo to też mnie bardziej dobija niż denerwuje. Zasadniczo chodzi o to, że... Ha, ha... Stara gadka... Ale tak, że nikogo nie mam. Ewa się zaręczyła, Hania wychodzi za mąż w lipcu, Justyna w sierpniu. Pewnie spędzaja te Święta mniej lub bardziej razem ze swoimi drugimi połówkami... A ja? A ja nie.
Idziemy na Wigilię do brata mojej mamy. On jest bardzo fajny, jego żona i synowie też, choć obaj są młodsi ode mnie sporo. Tyle że będzie tam też cała rodzina jego żony, której (rodziny) ja tak naprawdę nie znam. Kilkanaście osób. I to ja będę się czuła jak piąte koło u wozu... Bo ja przeważnie się tak czuje. I wiecie co? W tym dniu, kiedy powinno się być z rodziną, ja będę myślała tylko o tym, żeby już jechać do domu. I pewnie koło 22 zamówię taksówkę i pojadę. Smutne. Będzie mi brakowało mojej siostry. Ona jest w Irlandii. Nie będzie jej na Święta. I będę musiała wracać sama do domu. Zawsze jechałyśmy razem... Kapa jakaś. Najgorsze jest to, że będę myśleć cały czas o tym, żeby już jechać do domu i być sama...
No dobra, może się nastawiam negatywnie, ale jakoś nie potrafię pozytywnie myśleć o tym, przepraszam.
Chyba już skończę, bo dzisiaj pisanie tego bloga ma odwrotny efekt niż zwykle. Zamiast podnieść na duchu, to zdołowało. Może dlatego, że do tej pory nie miałam czasu myśleć nad tym tak naprawdę? Ale chyba lepiej jest zdawać sobię sprawę z pewnych rzeczy, niż żyć w nieświadomości, prawda?
Życzę Wam wszystkim wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku. I wszystkiego, czego sobie zamarzycie. Żebyście nie mieli takich rozterek jak ja... Żebyście nie potrzebowali tak się zastanawiać... I żeby Wam było lepiej.

Pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz