Generalnie zbieram się do napisania czegoś od dawna, ale już nawet nie pamiętam, co to miało być. Na pewno coś wielce interesującego i pasjonującego na temat zwinnych palców zdolnych gitarzystów. Albo coś smutnego i dołującego o pisaniu pracy magisterskiej i goniących terminach popędzanych wiszącymi mieczami. Albo coś o zbliżających się Świętach. Albo o natłoku obowiązków służbowych związanych z końcem miesiąca. Albo o braku kasy. Albo sama nie wiem już o czym.
W każdym razie nic nowego i nic ciekawego tak naprawdę. No ale cóż - taka już jestem. Na pewno większość stałych czytelników się z tym pogodziła.
O, już wiem, miało być o fantazyjnym weekendzie z Marysią. Było bosko i uwielbiam mieć gości, a już najbardziej uwielbiam gościć Marysię, bo wtedy się wiele dzieje fajnych rzeczy:) To on, to Upiór tej opery ma we władzy snyyy... I coś tam coś.
Aż tu nagle, zupełnie znienacka napadł mnie następny weekend, z nowymi emocjami i płonącymi mężczyznami w moim mieszkaniu, hehe... Myślałam, że takie rzeczy się dzieją tylko na filmach, okazuje się jednak, że nie. Że czasem samo życie też może człowieka zrzucić z krzesła. Piękny czas, zaprawdę powiadam Wam.
Uwielbiam mieć gości, naprawdę.
Dzisiaj, jak włączyłam komputer - naprawdę przestraszyłam się ustawionym poziomem głośności. W każdym razie mam rozsądnych sąsiadów, których pozdrawiam niniejszym. Impreza przednia, kogo nie było - zapraszamy następnym razem, choć nie mogę zapewnić ponownie pokazów pirotechnicznych.
I kupiłam sobie spodnie do pracy!
Dobry dzień. Oby jutro też było wszystko dobrze.
Pozdrawiam.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz