wtorek, 6 lutego 2007

O tym, że najciekawsze rzeczy dzieją się wtedy, kiedy się ich nie spodziewasz...

Nawet nie bardzo wiem, od czego zacząć. Dużo się działo. Wiem, że dawno nie pisałam. Ale wiecie, to jest tak, że piszę nie po to, żeby informować cały świat o moim życiu prywatnym, tylko po to, żeby się wygadać. A rzeczy które się działy zasługiwały w pierwszym rzędzie na dotarcie do Marysi. Więc najpierw pisałam do niej. Poza tym łatwiej się pisze do niej, bo nie muszę się starać ubierać w słowa tego wszystkiego, co mi siedzi w głowie. Jak to? - zapyta ktoś. A tak to, że pisząc tutaj nie mogę znieważyć naszej pięknej polskiej mowy na rzecz szybkiego przelania na klawiaturę własnych odczuć i wrażeń. Poza tym ideą tego bloga jest właśnie pisanie z zastanowieniem. Nie wiem, czy wiecie, ale kiedy człowiek stara się ubrać w poprawną polszczyznę to, co mu siedzi na wątrobie, to wiele rzeczy nagle nabiera zupełnie innego odcienia i... Właśnie dlatego pisanie tego bloga tak mi pomogło.
A to co się działo, działo się bardziej w sferze realnej niż uczuciowej. I raczej zmuszało do przemyśleń, niż było ich wynikiem. Do wielu przemyśleń... Choć może to już trochę nieaktualne. Nie wiem. Czy takie rzeczy się przedawniają? Tak naprawdę nie wiem, od czego zacząć. W ogóle nie jestem pewna, czy powinnam o tym pisać. Intymność i tak dalej. Och i potem będę się głowić, jak to napisać, żeby nie było zbyt oczywiste...
A może to olać? Olać...
Wiecie, czasem jest tak, że tracisz na coś nadzieję, a tu nagle dzieje się coś, co przywraca wiarę w ludzi. A może tylko w siebie? Sama nie wiem, jak to napisać, bo do końca nie wiem tak naprawdę, co się stało. I co będzie dalej. Na razie wiem tylko tyle, że odnalazłam przyjaciela. Jak to się dzieje? Ja tego nie rozumiem, jak można po tak długim braku kontaktu, tak doskonale się zrozumieć. I chyba właściwie na tym chciałabym się skupić dzisiaj.
O rany, wychodzi mi straszny bełkot, bo tak bardzo nie chcę napisać dosłownie co zaszło. Jak opisać uczucia, bez opisywania wydarzeń? Czy to możliwe? Chciałabym tak umieć. Chociaż to, co czuję też jest strasznie poplątane. Bo czuję radość, niepewność, oczekiwanie, nadzieję, obawę... I jeszcze wiele innych rzeczy, których nawet nie potrafię nazwać.Odnalazłam przyjaciela. Zupełnie przez przypadek spotkałam go w miejscu, gdzie w sumie powinnam się była spodziewać go spotkać, a jednak nie spodziewałam się. Z racji tego, że nie odzywaliśmy się do siebie od dawna, nie myślałam o nim wiele w ostatnich czasach. Kiedy go zobaczyłam, pomyślałam, że wystarczy zamienić parę słów i wrócić do własnego towarzystwa... Ale okazało się, że wiele nas nadał łączy. Że nie wystarczy kilka słów. Nie wiem, czy było to zasługą alkoholu, czy wspaniałej atmosfery, czy może tego, jak wiele sobie kiedyś powiedzieliśmy, ale...
Ja naprawdę nie rozumiem tego. Pierwszy raz od nie wiem jak dawna, mogłam z kimś porozmawiać, nie dobierając na siłę słów, nie skupiając się na ciętych ripostach i nie martwiąc się, co on pomyśli, bo wiedziałam, że on mnie zrozumie. Jak to się dzieje?
Tak, wiem, że nakręcam się strasznie. Wiem, że mogę się znowu sparzyć. Że za wiele sobie wyobrażam. Ale tym razem... To jest coś takiego, że... Moglibyśmy być razem. Ale jeśli to miałoby spieprzyć naszą przyjaźń, nasze zrozumienie, to ja nie chcę. I chociaż jestem w tej chwili kobietą wielce spragnioną męskiej uwagi i innych męskich "elementów", to... Wolę być jego przyjaciółką na całe życie, niż jego kobietą na jakiś czas.
Wiem, że piszę z taką emfazą i egzaltacją. Wiem. Wiem... I co z tego?
I nawet nie chce mi się użalać nad tym, że nie mam pojęcia, co on tak naprawdę myśli. Bo wierzę w to, że wkrótce się dowiem. A nawet jeśli nie, to przynajmniej on będzie wiedział, co myślę ja. Bo czuję, że nie muszę przed nim udawać. To niesamowite uczucie.
Nawet nie boję się, że on może to przeczytać, tak jak bałam się, że Łukasz może się dowiedzieć. Niech czyta. Czytaj na zdrowie. Nie dowiesz się nic nowego, bo przecież mnie znasz...
I wszystko fajnie. Nawet jeśli się zbyt mocno ekscytuję tym, to nie szkodzi. A nawet jeśli szkodzi, to trudno, dawno mi nie szkodziły takie rzeczy...

It's a little bit funny...
This feeling inside...


Pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz