Ostatnio miałam dużo przemyśleń. Oczywiście jak zwykle nie pamiętam nawet połowy z tego, co chciałabym "utrwalić" na tym blogu, ale przecież nie o to chodzi, żeby ważne rzeczy pisać, tylko żeby się wygadać. Takie było założenie. Taka jest idea tego bloga. Poużalać się nad sobą.
Spotkałam się z kumplem. Jednym z tych, na których zawsze mogę liczyć, a widujemy się raz na trzy miesiące, albo nawet rzadziej. Jak zwykle rozmawialiśmy długo i o wszystkim. Niewielu jest takich ludzi, ale okazało się, że mam jeszcze prawdziwych przyjaciół. Takich, z którymi można powymieniać myśli. Jego i - jak wynikło z rozmowy - jeszcze paru innych. Maćkuuu!! To o Tobie :). Ogólnie bardzo mnie podniosło na duchu to spotkanie, choć wnioski, do jakich doszłam po dyskusji z Marcinem nie były najradośniejsze.
Bo zasadniczo, upraszczając do bólu, albo czeka mnie wieczny wyścig szczurów, albo skończę jak moi rodzice. Czy chcielibyście skończyć jak Wasi rodzice? Bo ja, z całym szacunkiem dla moich, których kocham i w ogóle, nie chciałabym w wieku lat 50 być w takiej sytuacji, jak oni. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że oni są tym pokoleniem, które przeżyło zmiany ustrojowe, że nie mieli łatwego życia... Ale... Może właśnie dlatego, że nas coś takiego nie spotkało, liczę na to, że uda mi się być czymś więcej, jak u Sapkowskiego, hehe... A tak naprawdę?
Marcin mówił o pieniądzach, że tak naprawdę to one nakręcają ten świat i jak ich nie masz, to jesteś nikim. Myśląc realistycznie, nie mogę się z nim nie zgodzić. Bo nawet jeśli jesteś geniuszem, albo wyjątkową osobą, to nie możesz wnieść nic do tego świata, dopóki ktoś tego nie zauważy. A do tego musisz się wybić. Chciałabym, żeby można było wybić się tylko tym, że jest się dobrym człowiekiem, ale tak się nie da. A wiecie czemu? Bo dobrzy ludzie zostają wykorzystani i zniszczeni. Jeśli jesteś dobrym człowiekiem i chcesz coś wnieść od siebie, to zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał na tobie zarobić, albo za twoją pomocą zaistnieć. Dlatego dobrzy ludzie albo zostają zdeptani, albo przestają być dobrymi ludźmi. Tak. Oczywiście nie neguję chlubnych wyjątków, bo są tacy, którzy potrafią znieść tą presję, ale ja chyba do nich nie należę. I obawiam się, że jednak skończę jako szary pospolity dobry człowiek, który się nie wybił nigdy, a kosztem którego wylansowało się paru sukinsynów.
Wiem, że czarną przyszłość przed sobą rysuję, ale spójrzmy prawdzie w oczy. Nie potrafię być bezwzględna. Być może z czasem się nauczę, ale na razie mi to całkowicie nie wychodzi. Mówią, że umiem sobie radzić w różnych sytuacjach. No, racja, umiem, ale zawsze najpierw myślę o innych... Hm... Prawie zawsze. A może i umiem być bezwzględna? Ale chodzi o to, że ja nie chcę tego. Nie lubię ludzi wykorzystywać.
Marcin mówi, że wszystko sprowadza się do tego, żeby się rozwijać, ale nie kosztem innych, tylko dla siebie, dla własnej przyjemności i satysfakcji. Nie ze względu na wyścig szczurów. Jednak według mnie, to i tak sprowadza się do współzawodnictwa. I do pieniędzy. Ech... Nie chce mi się o tym myśleć.
Marcin w sumie teraz przeżywa kryzys piątego roku, więc ma prawo być trochę zagubiony. Mnie to czeka za rok:)
Ale ogólnie jestem bardzo zadowolona, bo dawno nie wymieniałam myśli. To w sumie tragiczne, że ludzie żyją z dnia na dzień, rozmawiają z innymi ludźmi, a tak naprawdę to wszytko to tylko taka papka. Nic nie znaczy, nic nie zmienia i nic nie wnosi. Rozmowy sprowadzają się do wymiany plotek i pożalenia się na niską pensję, zdrowie i pogodę. Tak można bardzo długo "rozmawiać". A to wszytko tak naprawdę nie ma znaczenia. Żal.
Jeszcze o jednym chciałam napisać. O szczerości. Czy uważacie, że można być szczerym? Właściwie to źle zadałam to pytanie. Dlaczego w życiu nie można być szczerym? Ja tak bardzo chciałabym móc mówić prawdę, mówić ludziom to co myślę i to, co czuję. Dlaczego tak nie może być?
To jest moja największa tragedia. Bo ja nie cierpię podchodów, niedomówień, półprawd i mówienia ludziom tego, co akurat chcieliby usłyszeć. Ani mówienia rzeczy nie do końca zgodnych z prawdą tylko dlatego, że powiedzenie ich odniesie lepszy efekt niż powiedzenie prawdy? Dlaczego kiedy mówię "spróbujmy...", on ucieka? Dlaczego gdybym powiedziała "poczekajmy...", on nagle nabrałby chęci na próbę? Dlaczego ludzie są tak przewrotni, a w swej przewrotności... Nie wiem, jacy... Dlaczego nie chcą zaryzykować i zrobić kroku? Dlaczego nie zdają sobie sprawy z tego, że następnym razem może być już za późno?
A może to ja po prostu jestem nieprzystosowana do tego świata. Może urodziłam się w nieodpowiednich czasach. Marcin powiedział, że czasem zazdrościmy ludziom prostym, bo oni nie mają szerokiego spojrzenia, nie zdają sobie sprawy z wielu otaczających ich rzeczy i szczęśliwie żyją w swoim marazmie. I nie wiedzą, jak wiele ich omija, nie wiedzą, że może być inaczej... Marcin ma rację. Czasem bardzo im zazdroszczę. Tak samo, jak zazdroszczę dzieciom.
Dzieciom ich dziecinne problemy wydają się wielkie jak cały świat. Dziecko martwi się, bo nie potrafi sobie zawiązać buta. Heh... Dlatego nie chcę dorastać, choć chyba już za późno. Tak, wiem, że osobie czterdziestoletniej moje problemy też wydają się błahe. Ale tak naprawdę to oznacza, że im starszym się jest, tym więcej się ma na głowie, więcej problemów, kłopotów, rozterek...
Czy jeszcze ktoś oprócz mnie uważa, że życie jest bez sensu?
Nie przejmuj się, maleńka...
Poniosą cię na rękach...
W objęciach ich...
Możesz czuć się wielka...*
Pozdrawiam
--
*Ojczyzna - happysad
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz