Wróciłam do domu po weekendzie pełnym wrażeń. I spałam cały dzień. I nie wyspałam się.
W piątek zaliczyłam ostatni przedmiot (Opodatkowanie Transakcji Rynku Finansowego). Pozostało mi napisać pracę i obronić się. Mam na to czas do końca roku. Do roboty!
Byłam na weselu - okazało się, że oprócz kuzynki, która wychodziła za mąż mam też kuzyna! Jest całkiem miły i chyba go polubiłam. Ma też pięcioletniego syna. Pomyślałam sobie, że jest wiele dzieci w Polsce, dla których jestem ciotką. Śmieszne. Bawiłam się dobrze, nie piłam ciepłej wódki, ale zjadłam zimnego schabowego i zimny rosół. Nie było tak źle. Może jednak polubię wesela? Grunt to wyjść przed albo tuż po tym, jak zepsuł zagra "Hej, sokoły...". I wtedy działa.
Zrobiłam miljart kilometrów i przeżyłam wiele emocji. Ale jest dobrze.
Dobrze też być w domu i dobrze nie musieć iść jutro do pracy. Jestem padnięta. Ale w sumie zadowolona. Spałam tak mocno, że nie słyszałam, jak moja pralka wiruje. Kto zna ten wie.
Idę coś zjeść i chyba się jeszcze położę.
Pozdrawiam.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
przedmioty zaliczone :D
OdpowiedzUsuńpraca :P sama się napisze :D
owszem robię rzeczy których się boję, w sensie używam dość brutalnej prawdy dla moich znajomych. Za to tez mi się dostaję, ale czas wreszcie posprzątać syf. Mój czy nie samo się nie zrobiło:D
pozdrowienia
Aga