sobota, 30 sierpnia 2008

O tym, że się przeprowadzam...

Całkowicie i to za chwilę. To setny post na moim blogu. I jakoś tak epokowy jest. Od dziś mieszkam na Mokotowie. Sama. Czy to straszne? Jeszcze nie wiem.
Na razie mam tylko świadomość, że będę musiała wcześniej wstawać do pracy i nikt nie będzie mi łaził po mieszkaniu.
Na razie jestem w amoku. Co będzie potem - to sie zobaczy. Ale będzie dobrze pewnie, nie?
Trzymajcie kciuki. Nowy miesiąc nowe mieszkanie, nowe życie, nowe wszystko.

Pozdrawiam.

niedziela, 10 sierpnia 2008

O tym, że świadomość czasem spada na człowieka znienacka...

Generalnie chodzi o to, że uświadomiłam sobie w końcu - zajęło mi to mniej więcej rok - że już nie wrócę do rodziców. Że nagle jestem dorosłą samowystarczalną jednostką zdaną tylko i wyłącznie na siebie. Że odpowiadam sama za swoje czyny i nie ma nikogo, kogo mogłabym winić za swoje porażki i komu być wdzięczna za swoje sukcesy. Jestem tylko ja. Ja, ja i ja... I ja sama sobie muszę radzić. Owszem, mogę pytać o zdanie przyjaciół, mogę pytać rodzinę. Nawet mamę i tatę. Ale to nie zmienia faktu. Jestem sama samotna, tak smutna, z chorągiewką pożegnalną... I co Wy na to?
Za 3 tygodnie wyprowadzam się do nowego mieszkania, gdzie nie będę miała współlokatorów, żadnego zwierzchnictwa, nikogo, kto powie mi, co mam robić. Pamiętacie, jak mówiłam, że chciałabym mieć kogoś, kto mówi mi takie rzeczy? No więc nic z tego. Dotarło do mnie, że w końcu się usamodzielniłam. Mam odpowiedzialną pracę, mam mieszkanie, w którym już niedługo zamieszkam, mam swoje życie... Swoje własne, osobiste. I będę musiała nim żyć. Już nie będę mogła żyć życiem rodziców, współlokatorów, czy kogokolwiek. Tylko swoim.
I co ja mam zrobić ze swoim życiem? Zapewne Was to nie zdziwi, ale nadal nie wiem. I właśnie dlatego czuję się lekko przytłoczona tą świadomością. Nawet nie chce mi się narzekać na codzienność, która wcale nie jest taka różowa, jakby się mogło wydawać.
Nie chce mi się myśleć o tym, że już niedługo jest wrzesień, że Tomek nie zadzwonił, że nie mam faceta, a tak bardzo potrzebuję bliskiego kontaktu, pocieszenia i wparcia. O tym, że nie wiem, co z sesją, pracą magisterską, że przesiaduje po dziesięć godzin w pracy i jestem zmęczona. Że nie mam łóżka, że nie mam pościeli, że nie mam internetu. I w ogóle zwłaszcza... Znacie to na pamięć, ja zresztą też.
Najgorsze jest to, że niezależnie od tego, jak dobrych i kochanych mam przyjaciół, to będę musiała się tym zająć sama.
I będzie dobrze, bo jak ma być?
Jestem przerażona. W związku z tym idę na ScarlettO'Haryzm - pomyślę o tym jutro. Metoda wyparcia jest dobra jak każda inna. Będę oglądać serial, a potem się wyśpię.

Pozdrawiam.