niedziela, 29 czerwca 2008

O tym, że decyzje się podejmuje i przeprowadza to, co się postanowiło...

Śmieszne, bo na przykład nie potrafię przeprowadzić podjętej decyzji o napisaniu pracy. Pod tym względem ten tydzień był beznadziejny. Naprawdę nie zrobiłam nic. I nawet mam wyrzuty sumienia. Tylko że już się do nich przyzwyczaiłam. I mnie nie ruszają. Tragedia.
Inne decyzje podejmuję i przeprowadzam. Miejmy nadzieję, że do końca.
I znowu słucham soundtracku z PS I Love You. Piękny film. Polecam, naprawdę.

Pozdrawiam

poniedziałek, 23 czerwca 2008

O tym, że jak zwykle nie wiem, co się dzieje...

Powiem Wam szczerze, że nie panuję nad swoim życiem i nad sobą przede wszystkim. Powiedziano mi dziś, że zachowuję się tak, jakby ktoś/coś mnie popychał/o do działania, a ja przebieram nogami tylko dlatego, żeby się nie wypierdolić. Coś w tym jest, jakby nie było. Ale czy jest inny sposób na życie? Ja nie umiem sama iść. Jednostajnie dążyć do czegoś. Dlatego są mi te kopy potrzebne. Inaczej leżałabym sobie w dołku i była sobie nieszczęśliwa.
A tak - czasem udaje mi się mieć wrażenie, że nie jestem w nim, że w jakiś sposób jest dobrze. Tylko czasem też ktoś mi pokazuje, że wcale tak nie jest. Szkoda, że nie umiem tego zmienić. Bo nie umiem, nie mam pomysłu. I co?
No właśnie - nie wiem. Uświadomienie sobie, że wcale nie jest dobrze - nie jest dobre. Albo nie zawsze. Albo nie na krótką metę. Albo nie wiem. Czy to straszne, że wolę żyć w złudzeniu? Z takich rzeczy wychodzi się powoli. Nie można z dnia na dzień przestać mieć doła i nagle być szczęśliwym.
Jedyne miejsce, gdzie naprawdę jestem szczęśliwa to Mazury. Kiedy jestem na żaglach - nic innego się nie liczy, a ja mam poczucie, że panuję nad sytuacją. Nad żadną inną sytuacją nie umiem zapanować. W żadnych innych okolicznościach nie umiem dopasować rzeczywistości to tego, jak bym ją chciała widzieć. Więc jak mogę być szczęśliwa.
Nie jest tak, że nie cieszę się tym, co się dzieje, tym, co mi się przydarza. Bo się cieszę. Na przykład teraz się cieszę, że mam z powrotem rower i się na nim przejechałam chwilę. Ale faktem jest, że tego cieszenia się nie wystarcza na długo. No i co? Nie można być cały czas szczęśliwym. Te wszystkie dołki pozwalają nam doceniać górki. Życie jest sinusoidą. I nic się na to nie poradzi.
Wiem, że dorabiam sobie teorię do rzeczywistości. Tak jest łatwiej niż w drugą stronę.
Nie lubię, jak mi się udowadnia, że nie jest tak, jak myślę, że jest.
Wydaje mi się, że nic nie wymyślę dziś nic mądrego. To raczej notka konstatująca.
Tak - dostałam histerii. Zawsze mogę powiedzieć, że to dlatego, że mam okres. Prawda? No i tyle.
Nie panuję nad tym, co się dzieje. Pozwalam życiu opływać mnie i lekko popychać na przód, zamiast sama przez nie płynąć przebierając rękami i nogami z całych sił. Ale to dlatego, że nie mam do czego płynąć. Śmierć jakoś mi nie pasuje jako cel. I tak tam kiedyś dotrę, prędzej czy później każda rzeka ma wodospad. A gdzie, to już zależy, którą odnogę się wybierze. Ja dryfuję sobie głównym nurtem, zobaczymy, co leży przede mną. Cofnąć się nie da. A trzymanie się kurczowo korzenia czy kamienia jest jeszcze gorsze. Prawda?

Pozdrawiam

niedziela, 15 czerwca 2008

O tym, że za dużo...

I jak ja mam się teraz skupić? Muszę wyzbyć się tego, że zamiast pisać pracę, piszę notkę. Jestem silna. I sobie poradzę. I skupię się na tym, co mam robić. Na celu, który sobie wyznaczę.
Pomyślałam, jakie to będzie zajebiste, jak będę mogła tu napisać, że jestem magistrem. To mój cel. Cała reszta - na razie mniej ważna. Ale nie nie ważna. Będzie dobrze.

You troubled my day and you've questioned my strenght,
don't mess with the master of fate!
(...)
Slowly marching on... Still we're marching on...
*

A tak w ogóle to nagle zaczęłam dużo pisać znowu. To dobrze, czy nie?
Pozdrawiam
--
*A Dark Passage - Blind Guardian

sobota, 14 czerwca 2008

O tym, że ja czasem myślę...

I to nie będzie post o tym, że kobietom czasem uda się użyć mózgu.

Ja czasem myślę, a Ty? Czy wspominasz, rozważasz? Czy zastanawiasz się, co by było gdyby? Pewnie nie. To domena kobiety. Analizowanie.

Trudno. Jeśli przyjdę Ci kiedyś do głowy - daj znać. A co. Może jeszcze będę czekać. A może nie. Nie będziesz wiedział, jak nie spróbujesz. Bo ja nie będę czekać do końca życia. Na kogoś może będę, ale może to już nie będziesz Ty. Wiesz?

Chciałabym wiedzieć, czy myślisz. Ale tak samo, jak Ty, nie dowiem się. Trudno, nie?

A ja sobie jeszcze pomyślę jakiś czas. A potem przestanę. I też będzie dobrze. Prawda? Pardwa? Pardwa to taki ptak. Śmieszne. Widzisz, nie myślę o Tobie cały czas. Właściwie teraz chyba przestanę, bo muszę zająć się usługą PayByNet. A potem usługą BILIX. A potem to dopiero będę myśleć. O innych rzeczach.

W jakiś sposób czekam, tak mi łatwiej. Ale...

Nie, nie jestem beznadziejna.


Tym niemniej to ciekawa notka. Powiem Wam szczerze, że czasem dobrze jest przelać na monitor to, co się ma w głowie. Można się wtedy z powrotem skupić na rzeczach ważnych. Wiem, że pewnie się nie odezwie. Ale przecież to nie jest tak naprawdę straszne. Ja sobie zawsze radzę. I tak będzie też tym razem. A póki co mogę sobie poprzesadzać. Mogę wszystko.

Pozdrawiam

wtorek, 10 czerwca 2008

O tym, że mam potrzebę napisania notki...

Choć sama jeszcze nie wiem, o czym mi wyjdzie. Powzięłam pewne postanowienia. Ale po pierwsze idę sobie zrobić kawę, zanim zacznę się wywnętrzać, bo to może mi tym razem trochę zająć...
Kawa dobra rzecz, chyba.
Wracając do adremu - jestem głodna. To dobrze. Choć podobno nie należy się głodzić. No ale z drugiej strony dieta żet pe jest najlepsza na świecie. Ja zdecydowałam po prostu nie jest kolacji. I jeszcze może się poruszać trochę. Rower - wiecie.
Maćku - chciałam napisać 'rowero', przyzwyczajenie druga natura...
W każdym razie rower trzeba oddać do przeglądu, albowiem stał sobie przez pół roku w pokoiku i się kurzył. Oraz zajmował miejsce. Ale też dobrym stojaczkiem na ubranka był. I jest w sumie dalej. A teraz to nawet się ładnie komponuje. Razem z pozostałymi dwoma. Zresztą nie ważne.
Postanowienie numer jeden zatem - schudnąć. Nieco, bez przesadyzmu, tak.
Oczywiście nie układam tego priorytetowo. Bo i po co? Nie mam planu sensu stricto, raczej luźne wnioski.
Toteż kolejne - chyba trzeba coś zrobić z uczelnią. I jeszcze z pracą. I z tą drugą pracą. I w ogóle. Zatem - konstruktywność, efektywność, samozaparcie i dążenie do bliżej nieokreślonego celu. Profesjonalizm.
Generalnie dążę do tego, żeby być wreszcie tą piękną, inteligentną i dojrzałą kobietą sukcesu.
Postanowiłam, że się biorę. Że pracuję dobrze, że w domu przelewam jakże mądre myśli na temat rozliczeń międzybankowych na ekran monitora, że dbam o siebie. Swoją drogą powinnam się chyba już ogolić.
I wydaje mi się, że to mądry plan. Nie ten o goleniu, tylko ten ogólny. Choć ten o goleniu też wcale nie jest taki głupi. Co prawda zaczęłam go realizować od wczoraj, ale będzie dobrze. Zaraz skończę to pisać i zabieram się za magisterkę. Zanim będzie za późno, żeby używać jeszcze mózgu.
I jeszcze postanowiłam, że będę towarzyska. Będę chodzić w miejsca i do ludzi.
Wczoraj pisałam pracę. Dziś byłam w kinie. Jutro idę do serwisu zapytać o rower. Jak dobrze pójdzie, to w weekend, albo w przyszłym tygodniu będę narzekać na to, że mnie tyłek boli.
Mało pozbierane te myśli moje. Ciężko jest przelać na monitor to, co się czuje... Dziwne, że to mówię. A może chodzi o to, że raczej wmawiam sobie entuzjazm i tak naprawdę go nie mam? Nie ważne - sianie defetyzmu nie leży w moich planach.
A co do spraw sercowych? Hiii... Nie wiem. Nie sądzę, żeby coś się ruszyło. I jakoś średnio mnie to rusza. Życie toczy się dalej i nie ma co patrzeć w przeszłość.
Jest jeszcze jedna rzecz - mianowicie nie będę tracić życia na zastanawianie się. Czas działać. Jakkolwiek trudne nie byłoby zmienienie przyzwyczajeń, przestawienie mózgu i w ogóle - będę z tym walczyć. Oczywiście w granicach rozsądku, ale z sensem też.
Życie trzeba łapać, dzień trzeba łapać. Każdy. I trochę spontaniczności jeszcze nie zaszkodziło nikomu. Albo przynajmniej nie znam nikogo takiego.
Toteż działamy, a nie zastanawiamy się. I tyle.
Zamiast siedzieć i myśleć, jak bardzo nie chce mi się pisać pracy, i że już późno i to nie ma sensu, zamierzam siadać i pisać. Choć parę linijek, choć pół strony. Cokolwiek, żeby tylko ruszyć do przodu.
Wydaje mi się, że w moim życiu nastąpił jakiś przełom. I nie wiem, skąd się to wzięło. Pewnie, że facet poprawia humor. I to pewnie głównie dlatego. A pogodzenie się z tym, że to tylko chwilowe i już nie wróci - naprawdę pomaga.
Będzie dobrze - i ja sobie poradzę, bo zawsze sobie radzę.

Tych kilka nocy tych parę dni
kiedy wszystko było tak
Ty byłaś rzeźbą a ja partyzantem
i wiem
Że Ty i ja - dalibyśmy się wychłostać
Aby mogło tak pozostać
Nie to miejsce nie ten czas
To nie tak
Ja nienawidzę jak
Liczysz myślisz patrzysz ile to już lat

Bo całe nasze życie to
To nie te długie lata a
Tych kilka krótkich dni
i tych parę chwil z których
Niby nie wynika nic
*

Pozdrawiam
--
*Partyzant K - happysad

czwartek, 5 czerwca 2008

O tym, że jestem celtycką jarzębiną...

Tekst pochodzi stąd. Taka jestem, ktoby to pomyślał...?

Wrażliwość — Inteligencja połączona z wyobraźnią, zdolność do syntezy. Intuicja, fantazja.
Niech was nie zmyli jej pozorna delikatność. Ona jest mocna, wytrwała i bardzo dzielnie przeciwstawia się różnym burzom i złym podmuchom losu. Na jej twarzy częściej spotkacie uśmiech niż łzy, mimo że każde zmartwienie (swoje i cudze) przeżywa głęboko. Ale taka już jest nasza jarzębina — urokliwa, pogodna, strojna w dary natury. Pozbawiona egoizmu, ale pragnąca skupić wokół siebie nie tylko spojrzenia, ale sprawy i działanie. Jest niezależna i zależna równocześnie. Żyje dla życia, kocha ruch, niepokój a nawet komplikacje. Zresztą sama też komplikuje niekiedy i swe własne życie przez zbytnie filozofowanie lub nazbyt skrupulatne wahanie. Jej wielki gust i wrażliwość predystynują ją do zawodów artystycznych, ale i w innych osiąga wysokie szczeble. W miłości postępuje nieprzewidzianie: gwałtowna, namiętna i uczuciowa. Zmienia partnerów z wiecznym niedosytem serca. Nie przebacza nigdy i ona zrywa przeważnie więzy małżeńskie. Posiada duże talenty towarzyskie, a w ogóle to mogłaby bawić się w jasnowidza, gdyby wierzyła że to prawda.
Jarzębina wydaje się krucha i delikatna, ale w rzeczywistości jest niezwykle odporna. Chociaż nie można odmówić jej wrażliwości, dzielnie przeciwstawia się wszelkim burzom i trudnościom życiowym. Głęboko przeżywa własne i cudze zmartwienia, lecz nigdy się nie poddaje. Jest pogodna i pełna uroku, potrafi uśmiechać się nawet przez łzy. Pragnie skupiać wokół siebie ludzi i sprawy. Jest samodzielna i odpowiedzialna, łatwo przystosowuje się do nowych warunków i nie chce być prowadzona za rączkę. Ma jednak skomplikowany charakter i mimo ambicji i błyskotliwości z trudem osiąga sukces. Nad każdą sprawą godzinami rozmyśla, nie potrafi szybko podjąć decyzji, przez co naturalnie wiele traci. Kocha ruch, zmiany, a nawet komplikacje i stan niepokoju. Bardzo często sama jest sprawczynią własnych kłopotów.
Ma wyjątkowe predyspozycje do zawodów związanych ze sztuką. Natura obdarzyła ją wrażliwością artystyczną i świetnym gustem.
W miłości jest nieobliczalna, wciąż sprawia partnerowi niespodzianki, ale rzadko przyjemne ! Kocha gwałtownie, namiętnie i... krótko. Jarzębina nie potrafi przebaczać, jeśli raz się zawiedzie, odchodzi w siną dal.


Generalnie trochę sie powtarza, ale jest trafny ten tekst. Czy to coś znaczy? Fakt - nie umiem przestać się zastanawiać. I to komplikuje moje życie. Chciałabym czasem iść na żywioł.
I jeszcze jestem związkofobem... Czy -fobką?

Boli mnie twarz.

Pozdrawiam

środa, 4 czerwca 2008

O tym, że mam opryszczkę...

Wargową, żeby nie było. Powiem Wam, że potrafię sobie wyobrazić parę rzeczy, które są gorsze od opryszczki wargowej (na przykład ta druga), ale nie jest ich aż tak wiele. Mimo to przyzwyczaiłam się już nieco do tego, że mam ją zawsze. To znaczy co roku jak jadę na Mazury. Naprawdę się przyzwyczaiłam. Ale chyba się wybiorę do lekarza, bo ona z roku na rok jest coraz gorsza i gorsza. Niedługo pochłonie mi całą twarz!
Oczywiście przesadzam. Jednak to jest coś jak kolka nerkowa, albo miłość, jak się tego nie przeżyło, to się nie wie, jak to jest :)
Nie życzę nikomu, żeby musiał ją przeżywać. Nie miłość. Kolkę nerkową i opryszczkę:)
A poza tym?
Hm... Chyba powinnam piać tutaj z radości. Powinnam?
Jestem dorosła i nikt nie mówi mi, co mam robić. To jest dobre. Ale mnie się nie podoba. Wolałabym, żeby ktoś mi mówił, co jest dobre, a co złe. Marysia powiedziała mi: "niezależnie od tego, co zrobisz, ja i tak będę cię wspierać" - jedna z piękniejszych rzeczy, jakie usłyszałam w życiu. Tylko że to co ja zrobię zależy tylko i wyłącznie ode mnie. I ja będę musiała za to płacić. Truizm, nie? Uczę się dorosłości. Rychło w czas...
Czy to co zrobiłam było dobre? Tak, Kurwa! Przepraszam. No i teraz będę się zastanawiać. Nie zrobiłam nic złego. To było dobre. Bo było dobrze. I - teraz już nic nie będzie, więc wszystko w porządku.
Dlaczego nie umiem wyłączyć mózgu. A przy okazji hormonów? Myślałam, że uda mi się przejść nad tym do porządku dziennego. Starannie próbowałam wyprzeć z myśli świadomość istnienia tego jednego małego problemu. Może by się udało, gdyby nie to, że to ja właśnie, a nie ktoś inny. A tak dobrze mi szło przez te parę dni... No cóż wyrzuty sumienia się zdarzają. W przeciwieństwie to miłości - przydarzają się mnie częściej niż innym.
No ale można liczyć na to, że więcej nie będzie okazji do wzbudzania wyrzutów sumienia, co w sumie - chyba jest dobre.
O dziwo - mam ochotę się rozpłakać, ale raczej ze zmęczenia niż z czegokolwiek innego. Trudno, nie? Nie będę teraz płakać. Chyba.
Teraz muszę się przekonfigurować z powrotem na Magdę pracującą. I stąpającą po ziemi, a nie unoszącą się 20 centymetrów nad nią.
Tym niemniej - wspomnień sobie nie odmówię. Warto było i nie żałuję. A przecież to zawsze było moim marzeniem - nie żałować tego, co się zrobiło. I nie musieć przepraszać nikogo...
Będzie dobrze, co?

Noc jak każda inna noc jak każda inna noc...

Ale wiedz że nie powiem ci nic dobrego
Nic złego też nie...
I tak nie spotkamy się więcej i tak
I tak nie będziemy się więcej już znać
I tak nasze usta nie będą już ze sobą więcej grać...
*

Edit: Wyszedł mi bełkot, ale kto zna ten wie... A ja sobie zawsze poradzę. Tylko to smutne, że nie umiem się cieszyć, że zawsze znajdę sobie jakiś negatywny aspekt sprawy, prawda? Tylko że tym razem ten aspekt chyba nie jest taki mały? A może i jest? Nie ważne.

Pozdrawiam
--
* happysad - Noc jak każda inna