czwartek, 30 października 2008

O tym, że dzień nie całkiem zmarnowany...

Otóż siedziałam w pracy 12 godzin. Znowu. Jutro koniec miesiąca... Ale też impreza helołinowa... Zobaczymy.
Ważne jest to, że mimo miliardów godzin spędzonych na Marywilskiej, zrobiłam dziś co najmniej dwie konstruktywne rzeczy. Co prawda nie związane z pracą magisterską, ale nie szkodzi. Są też inne ważne w życiu rzeczy. I jestem dziś z siebie zadowolona.
Co z tego, że jutro ostatni dzień miesiąca, jak pojutrze moja pierwsza wolna sobota od miesiąca? Trzeba dostrzegać jasne strony życia, prawda?
A w przyszłym miesiącu plan minimum - napisać pracę. Koniec obijania się, miecz Damoklesa wisi coraz niżej nad karkiem, pora się za siebie wziąć. I co? Będzie lepiej, bo musi...
Niech ten miesiąc się już skończy, proszę...
Boli mnie głowa i pora spać, bo jestem nieprzytomna.

Muszę się zastanowić, za co się przebrać... Może za piękną, bogatą, inteligentną kobietę sukcesu?

Pozdrawiam.

środa, 29 października 2008

O tym, że los swój kujemy tu na zmianę z pacierzem...

Jestem zmęczona. Ten miesiąc jest straszny i chciałabym, żeby się już skończył. Ale już niedługo. Pomyślałam sobie dziś, że w sumie jest jeden powód, żeby nie posiadać dzieci. Mianowicie to, że jak się wraca do domu styranym jak koń po westernie, to człowiek nie ma siły na to, żeby się jeszcze kimś zając... A jak się ma dzieci, to trzeba niestety...
Tymczasem siedzę w pracy i odrabiam bieżące tyły, dalsze tyły będę odrabiać później. I co dalej? Nie wiem...
Po drodze do pracy mijam warsztat. W warsztacie na parapecie śpi kot. Po drodze z pracy mijam tego samego kota śpiącego w innej pozycji. Tak sobie myślę, że koty mają czasem lepiej. Kiedyś nawet widziałam, jak ten kot chodził po ulicy.
Życie jest ciężkie i chwilowy kryzys. Ale pewnie mi się odmieni...

Pozdrawiam.

sobota, 18 października 2008

O tym, że faceci to świnie...

Niech żyją slogany, prawda? Nieistotne. Po prostu w ostatnim czasie usłyszałam tyle o podejściu różnych mężczyzn do związków, kobiet i dzieci, narodzonych i jeszcze nie, że chwilowo nie mam najlepszego zdania o rodzaju męskim.
Są samolubni, głupi, nie używają mózgu, a potem wszystko zwalają na kobiety. Nie mówię, że kobiety są tylko niewinnie pokrzywdzonymi ofiarami, do pewnych rzeczy trzeba dwojga. Tylko że czasem - czasem kobieta musi powiedzieć "halo, halo, co ty robisz?!", żeby uratować sytuację przed ogólnonarodową, a przynajmniej klikuosobową tragedią życiową. I brawo dla tych kobiet.
A faceci są głupi, że sobie nie zdają sprawy. I wolą żyć wygodnie zamiast podążyć za uczuciem i w ogóle idą na łatwiznę. A potem rozwalają życie kolejnej i kolejnej kobiecie.
I wkurza mnie to, bo czy to taki problem pomyśleć czasem? Ja to robię ciągle, nawet czasem za bardzo...
Ech, bez sensu.

Disclaimer:
Z premedytacją użyłam generalizacji. Wiem, że gdzieś są faceci, którzy są porządni, ale jakoś ich mało i nie rzucają się w oczy. Gratuluje kobietom, które trafiły na normalnych porządnych facetów i tymże facetom. Mam nadzieję, że nie trafili na nienormalne kobiety dla równowagi. Wiem, że tam jesteście, ale w tej chwili dla mnie - każdy facet to świnia.


Pozdrawiam.

środa, 15 października 2008

O tym, że czas koncertów...

Zaplanowałam sobie ambitną drugą połowę tygodnia - nie wiem, czy się uda, ale dziś zaczynam. Na początek Flash Creep dziś w Gnieździe Piratów. Jeden z moich ostatnio ulubionych zespołów okołożeglarskich. A potem reszta warszawskich tawern i niemniejsze sławy, ale nie zapeszajmy, bo po co.
Generalnie ciężko jest tak sobie wyjść wieczorem - ciemno, zimno, miasto wielkie. Czy wiecie, że ode mnie z domu do Gniazda jest kilkanaście kilometrów? I to środkami komunikacji miejskiej, bo jak inaczej? Ale nie szkodzi. Integrujemy się ze społeczeństwem, wychodzimy do ludzi, zaprzyjaźniamy się i jesteśmy mili.
Co z tego, że jutro będziemy nieprzytomni? Nie szkodzi. W poniedziałek wyszłam z pracy o 19, wczoraj o 18, a dziś o 17. Kto wie, może jutro wyjdę o czasie?
A tymczasem standardowy problem młodej kobiety, czyli nie mam co na siebie włożyć!!
Zamierzam się dobrze bawić.

Pozdrawiam.

wtorek, 14 października 2008

O tym, że wspieramy...

Pojawił się nowy link w dziale "wspieram". Od dziś wspieramy leśniczych.
Pozadź Drzewo. Za każde posadzone wirtualne drzewo fundacja sadzi jedno prawdziwe. Każde odwiedziny powodują wzrost drzewa. Każdy może posadzić swoje. Zalesimy Polskę.

Generalnie jestem nieprzychylna takim akcjom i jakoś nie chce mi się w nie wierzyć, ale ponieważ lasy deszczowe giną - posadziłam i swoje - wchodźcie czasem na stronę, a moje drzewko urośnie. Może to nawet pomaga.
Trzeba mieć nadzieję, że się robi coś dobrego.

Pozdrawiam

niedziela, 5 października 2008

O tym, że już...

Wróciłam do domu po weekendzie pełnym wrażeń. I spałam cały dzień. I nie wyspałam się.

W piątek zaliczyłam ostatni przedmiot (Opodatkowanie Transakcji Rynku Finansowego). Pozostało mi napisać pracę i obronić się. Mam na to czas do końca roku. Do roboty!

Byłam na weselu - okazało się, że oprócz kuzynki, która wychodziła za mąż mam też kuzyna! Jest całkiem miły i chyba go polubiłam. Ma też pięcioletniego syna. Pomyślałam sobie, że jest wiele dzieci w Polsce, dla których jestem ciotką. Śmieszne. Bawiłam się dobrze, nie piłam ciepłej wódki, ale zjadłam zimnego schabowego i zimny rosół. Nie było tak źle. Może jednak polubię wesela? Grunt to wyjść przed albo tuż po tym, jak zepsuł zagra "Hej, sokoły...". I wtedy działa.

Zrobiłam miljart kilometrów i przeżyłam wiele emocji. Ale jest dobrze.
Dobrze też być w domu i dobrze nie musieć iść jutro do pracy. Jestem padnięta. Ale w sumie zadowolona. Spałam tak mocno, że nie słyszałam, jak moja pralka wiruje. Kto zna ten wie.

Idę coś zjeść i chyba się jeszcze położę.

Pozdrawiam.

czwartek, 2 października 2008

O tym, że mam nerwy...

Miałam wczoraj koszmarny sen. Pierwszy koszmar na nowym mieszkaniu. Na początku nawet był całkiem miły i ładny, ale w efekcie obudziłam się w środku nocy zdrętwiała ze strachu. Fascynujące, czyż nie?

Generalnie się denerwuję, a jednocześnie nie potrafię się zmotywować. Jak widać nie każdy stres wpływa dobrze na człowieka, żeby nie powiedzieć, że rzadko który. Jeszcze jestem chora i ciężko mi się skupić na czymkolwiek, ale staram się, staram. Nie wiem, co będzie, ale pewnie będzie dobrze. Prawda?

A potem to wesele. Jeszcze bardziej to na mnie działa. Nie lubimy poznawać nowych ludzi, a tłumy nowych ludzi nie działają na nas ani trochę motywująco. I jeszcze na antybiotykach nie można pić alkoholu, więc nici z rozluźniającej lufy. Ale bez przesady - nie potrzebuję alkoholu, żeby się dobrze bawić. Poza tym przecież wszyscy będą pozytywnie nastawieni - wesele w remizie wcale nie musi oznaczać ciepłej wódki i zimnego schabowego, prawda? Mam wrażenie, że napisałam to w poprzedniej notce - ewentualnie deja vu... Jedno z dwojga.
Sama nie wiem, co mnie bardziej deprymuje, ostatnie zaliczenie, czy pierwsze wesele... Pewnie oba na raz w związku z tym, że są prawie w jednym momencie.

No i jest jeszcze jedna sprawa, związana z oczami, głosem i dłońmi. Ciekawe, jak to rzeczy potrafią wrócić do człowieka. Postanawiam któryś raz z rzędu postąpić zgodnie z radą mojej Czcigodnej Rodzicielki i dać temu wszystkiemu czas i miejsce na rozwój. I poczekać. I zobaczyć, co się stanie, i czy trzeba będzie temu pomóc. Później. Niech żyje ScarlettO'Haryzm!

Muszę przestać być chora i zapracowana i zacząć wychodzić do ludzi i spotykać się i zapraszać do siebie. Doszłam do wniosku, że uwielbiam mieć gości.

Przychodźcie, przychodźcie, żeby nie powiedzieć wpadajcie, bo jak wszyscy jestem zwolenniczką świadomego zachodzenia...

Pozdrawiam.

środa, 1 października 2008

O tym, że chorość...

No powiem Wam szczerze, że dobrze jest czasem na L4, tylko psyche nie pozwala się tym do końca cieszyć. No i jest jeszcze gorączka, kaszel i takie tam... I nie można pić, jak się przyjmuje antybiotyki. To nie jest do końca miłe, ale poza tym to bardzo fajnie. Święty spokój i w ogóle.
Tylko nie wiem, czy oszukuję siebie, czy Was. Jedyne co jest fajne, to fakt, że można wstawać o której się chce, a nie o szóstej piętnaście. A tak - nuda.
I nie wiem, co jeszcze. Siedzi we mnie świadomość, że muszę się uczyć. Dziś zaczynam, taka jestem. I będzie dobrze, bo zawsze jest dobrze w efekcie.

Jadę na wesele. Choć wcale mi się nie chce. I gdzie jest mężczyzna mojego życia?

Pozdrawiam.