wtorek, 23 lutego 2010

O tym, że nadszedł czas...

Nadszedł czas!
Kiedy idzie noc, niesie pustkę i żal
Nie wiem, czego jest mi brak
Nadszedł czas!
Kiedy idzie noc mam tak cudowne sny
Ale czuję lęk gdy budzę się z nich
Nadszedł czas!
Ciało okrył mrok jest we mnie dziwny niepokój
Nie pojmuję skąd się bierze ten stan
Nadszedł czas!
Zguba grozi mi lecz pragnę ulec pokusie
Którą w końcu zgotowała mi noc


Słyszę jak mnie wzywa jakiś głos
Słysze jak mnie wzywa…

Nadszedł czas!
Kiedy idzie noc czuję dotyk magiczny
Jego źródła nie zna nikt
Nadszedł czas!
Kiedy idzie noc czekam całkiem bezbronna
By potężna moc uniosła mnie stąd
Nadszedł czas!
Niech się zdarzy cud, bym kobietą się stała
I wolności smak poznała pierwszy raz
Nadszedł czas!
Wszystko jedno jak pragnę odkryć nieznane
Rzucę życie swe na szalę lub na stos

Słyszę, jak mnie wzywa jakiś głos
Szykuj się, dziecko!
Czuję, jak mnie wciąga czyjaś moc!

W zatraceniu wolność jest
Tylko w Tobie ją odnajdę
Co dręczyło mnie we śnie
Tu zachwyci mnie na jawie
gdy z Tobą zanurzę się w mrok
Między otchłań a blask
Zapomnę o rozdarciu
Zatrzyma się czas
Owiniesz mnie swym cieniem i rozpalisz żar
Ty jesteś owym cudem
Co światy łączy dwa
Me serce to dynamit tylko iskry mu brak!

Ja wiem, że wiecznie chcę żyć
A wieczność zaczyna się dziś
Wiecznosć zaczyna się dziś…


Miałam kiedyś mieć
Wielką miłość po grób
Zamiast tego idę na dno
Obłęd wciąga mnie
I tak daleko jest dom

Na orbicie serc zamarł wszelki ruch
I zaćmienia wtacza się krąg
Niebo spowił cień
Serce zapada się w mrok…

Kiedy idzie noc pora wyrwać się stąd
Choć brakuje mi już siły na bunt
Nadszedł czas!
I na jeden zew znów ulegam posłuszna
I piekielnie pragnę płynąć pod prąd
Nadszedł czas!
Życie mogę dać byle choćby na chwilę
Być naprawdę i do końca jedną z was
Nadszedł czas!
Tak — to już czas i każdą cenę zapłacę
Nawet jeśli tym zatracę własny los

Szykuj się, dziecko!
Słyszę, jak mnie wzywa jakiś głos
Szykuj się, dziecko!
Czuję, jak mnie wciąga czyjaś moc!

W zatraceniu wolność jest
Tylko w Tobie ją odnajdę
Co dręczyło mnie we śnie
Tu zachwyci mnie na jawie
gdy z Tobą zanurzę się w mrok
Między otchłań a blask
Zapomnę o rozdarciu
Zatrzyma się czas
Owiniesz mnie swym cieniem i rozpalisz żar
Ty jesteś owym cudem
Co światy łączy dwa
Me serce to dynamit tylko iskry mu brak!

Ja wiem, że wiecznie chcę żyć
A wieczność zaczyna się dziś
Wieczność zaczyna się dziś!



Miałam kiedyś mieć wielką miłość po grób
Zamiast tego idę na dno
Otchłań czeka już
Obłęd się czai o krok

Na orbicie serc zamarł już wszelki ruch…
Wieczność możesz wziąć z moich rąk
Niebo spowił cień, serce zapada się w mrok
Niebo spowił cień, obłęd już czeka o krok
Niebo spowił cień, oddaję się dziś Twoim snom…
*

--
{*}

niedziela, 10 stycznia 2010

O tym, że jeszcze żyję...

No tak, pewnie się nie spodziewaliście, ale jeszcze jestem. I robię rzeczy. I szukam siebie i wielu innych rzeczy też szukam. Poznaję nowe i stare. I próbuję się rozwijać.

Ten rok będzie rokiem zmian, mam nadzieję. Ale wierzę, że będzie dobrze. Wierzę.

Mam wiele przemyśleń i rozważam to, co się stało przez ostatnie kilka miesięcy. I co się nie stało też. I to co może się jeszcze stanie, albo nie. Nie wiem, czy i jak to napisać. Zobaczymy.

Ale nie martwić się. Będzie dobrze, zobaczycie.

Wszystkiego dobrego w nowym roku.

Magda.

niedziela, 29 listopada 2009

O tym, że chyba potrzebuję się podzielić znowu swoją beznazdzieją...

Czasem trzeba. Czasem rzeczy wcale nie wychodzą tak, jakby się chciało. Czasem mam już dość sztucznego uśmiechu i udawania, że wszystko jest w porządku. To naprawdę kosztuje wiele wysiłku. A czasem mam po prostu chciałaby siąść i gapić się w ścianę. Albo w telewizor. Albo w komputer. Tymczasem świat wymaga ode mnie aktywności...
Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że to dobrze. Że aktywność jest lepsza. Powinnam coś robić, a nie siedzieć i myśleć, ale nie mam energii na to. Wystarcza mi tylko na tyle, żeby rano wstać i iść do pracy...
Kiedy ludzie pytają się, co tam u mnie, odpowiadam, że płacz i zgrzytanie zębów. Bo to prawda. Ale wierzę, że to przejdzie. Zawsze przechodzi.

Czekam na święta. Czekam na przerwę w pracy. Na zmianę. Zmiana powinna wyjść ze mnie. Czekam na siłę, aby tę zmianę przeprowadzić. Kiedyś będzie dobrze. Muszę sobie to powtarzać. Bo tylko na tyle na razie wystarcza mi siły...

Pozdrawiam.

PS.

Dziś wigilia Andrzeja. Czas wróżb... Proszę wywróżyć mi, że będzie dobrze...

M.

sobota, 14 listopada 2009

O tym, że nie mogę iść spać...

Nie mogę iść spać, choćbym chciała. A to dlatego, że nagrywam płytę. A to trwa. I trwa. Trudno.

Ponieważ nic konstruktywnego nie przychodzi mi do głowy, pomyślałam, że sobie napiszę na blogu kilka słów. Pewnie już zapomnieliście, że istnieję, tak dawno się nie odzywałam... Ach, jaka jestem żałosna, kierując te słowa do ludzi, których nie ma. Bo przecież nikt tego nie czyta, no chyba że powiem napisałam notkę na blogu, może przeczytasz? Tylko że ostatnio jakoś mi się nie chce. Śmieszne.

Nie chodzi o to, że nie miewam przemyśleń. Miewam, można nawet powiedzieć, że za wiele. Moimi przemyśleniami dzielę się werbalnie z ludźmi do których mogę gestykulować, bo mnie widzą. Z ludźmi, którzy nawet odpowiadają. Są interaktywni! Są tacy na świecie jeszcze.

A rzeczy które pisałam tutaj trzy lata temu... Takimi rzeczami przestałam się dzielić, bo już dawno się nimi podzieliłam. Ile razy można słuchać tego samego, ile razy można to czytać? Są limesy. Poza tym przemyślenia napadają mnie daleko, a na dodatek nie chce mi się już klikać.

Przemyślenia nie do powiedzenia zapisuję w kajeciku. I nikomu nic do tego, nawet mnie, bo pismo jest nie do odcyfrowania już po dwóch tygodniach. Ci, którzy chcieliby wiedzieć, niech mnie zapytają - może będę miała nastrój do zwierzeń. Zresztą niektórzy już nie muszą pytać. Ci którzy wiedzą - niech się nie martwią. Zawsze przechodzi.

Nie umarłam, czekam na zmartwychwstanie - pewnie koło marca albo kwietnia. Będę się odzywać.

W razie wątpliwości proszę o kontakt.

Pozdrawiam,
Madgalena

czwartek, 24 września 2009

O tym, że w sumie zawsze wychodzi jak zawsze...

Nie cierpię tchórzostwa. Zaprawdę powiadam Wam. I unikania konfrontacji. To smutne, że tak często musimy się z nimi spotykać i borykać. Ludzie nie rozumieją, że takie zachowanie jest po prostu brakiem szacunku dla innych, nie wspominając o tym, jak bardzo boli.
Otóż to! Boli bardziej niż klarowna odpowiedź, choćby była nie wiadomo jak zła. Naprawdę chciałabym, żeby uświadomiono sobie, że krótka odpowiedź przecząca powoduje mniejszy ból, niż pozostawienie człowieka, żeby zastanawiał się, czy może jednak... Albo dlaczego. I w sumie takie zachowanie pokazuje też, jakim się jest człowiekiem i jaki się ma stosunek do innych.
Dodatkowo należy zauważyć, iż kobieta, której się odmówi, jest mniej wkurzona niż kobieta, którą się oleje. Zapamiętajcie to sobie, Panowie. To taka dobra rada na przyszłość...

Poza tym zaczynam chyba wątpić w swoje możliwości i zalety, w swoją przebojowość i atrakcyjność, a także w perspektywy... Podobno perspektywa ma znaczenie, ale nie o taką perspektywę mi chodzi, niestety.
Nie lubię być tłem. Ani tą drugą, której imienia się nie pamięta... No dobra, przesadzam. To naprawdę wszystko jest w moim mózgu tylko. I to nie jest prawda, i tego będę się trzymać. Wszak, jak dziś już komuś wspominałam, potrafię sobie wmówić wszystko. Co prawda wydaje mi się, że chodzi raczej o wszystko co złe, ale jednak będę próbować.

Nie jestem przebojowa, nie przyciągam facetów jak magnes. Nawet nie jestem charakterystyczna. Co z tego, że mam ciekawą osobowość (jeśli nie liczyć oczywiście marudzenia, ale każdy ma swoje wady dla zrównoważenia zalet), skoro nikt nie zostaje na tyle długo, żeby się z nią (ze mną!) bliżej zapoznać? Bo tyle jest innych ciekawych na pierwszy rzut oka osób dookoła.
I to właśnie tak naprawdę jest smutne.
I już słyszę, jak wszyscy wołają, że to ja jestem lepsza, a nie Ci ciekawsi na pierwszy rzut oka - ale to nic nie zmienia. Nikt nie zostaje na tyle długo by to docenić.

Powiedziano mi ostatnio, że za bardzo skupiam się na sobie i na tym, jaka jestem i jak jestem odbierana. Nie mam tyle pewności siebie, żeby powiedzieć jestem, jaka jestem, a jak się nie podoba, to spierdalać! A chciałabym może. Może? Nie wiem. Bo stąd już tylko krok do punktu wyjścia. Dopóki sama siebie nie zaakceptuję i nie pokocham, to jak mogę oczekiwać tego od innych? Prawda?

I z tą myślą - kończę. Może zrobię jeszcze dziś coś konstruktywnego, na przykład powieszę pranie.

Pozdrawiam.