środa, 31 grudnia 2008

O tym, że w sumie to nie chce mi się...

Jest Sylwester, imrezujmy! A mnie się nie chce... Choć wiem, że żałowałabym, gdybym nic dziś nie robiła, mam wielką ochotę po prostu położyć się spać. Albo posiedzieć trochę i nie zwracać uwagi na jakieś wielkie obchody. Po co?

Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!

niedziela, 21 grudnia 2008

O tym, że Upiór Opery ma we władzy sny...

A raczej ich nie ma. Znalazłam się ostatnio pod wpływem wspaniałego musicalu Webbera. Na pewno słyszeliście o nim nie raz. Był film, było przedstawienie. Okazuje się, że była książka, co więcej książka jest pierwotna względem całej reszty. Czy to nie straszne? Albo śmieszne, albo nie wiem?
W każdym razie muzyka mnie prześladuje, a jak kupiłam książkę (a było to wczoraj), to nie poszłam spać dopóki jej nie przeczytałam. W związku z tym usnęłam dziś przed siódmą rano, a co za tym idzie wstałam przed siedemnastą. Czy to nie straszne?
Ale, o dziwo, Upiór nie ma we władzy moich snów. Śni mi się pełno innych dziwnych rzeczy, które mnie poniekąd niepokoją, a z drugiej strony jakoś pozytywnie nastrajają do życia. Choć dalej nie wiem, co ze sobą zrobić...
A może faktycznie rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady? Kupić działkę, postawić dom i tłumaczyć książki? To może byłoby przyjemne, strumyk, płotek, drzewko z huśtawką. I tak dalej...
Zgodnie z przewidywaniami stało się tak, że nie udało mi się przejść do porządku dziennego nad pewnymi rzeczami, w część zaangażowałam się bardziej niż chciałam, a część po prostu we mnie siedzi. Ale z drugiej strony - nie aż tak bardzo jak się bałam. Nie wiem, jak to działa. Może to dobrze świadczy o moim rozwoju, że tym razem nie jest tak jak zawsze? Choć jeśli nie jest tak jak zawsze, to może jeszcze gorzej, bo to coś więcej... Nie wiem. Tak naprawdę to znowu dorabiam sobie teorię do faktów. I już. Wszak wszyscy wiedzą, że lepiej mi, jak mam się czym przejmować, prawda? Z braku bieżących problemów - należy sobie jakieś stworzyć. Choć to wcale nie znaczy, że problemów nie mam. Każdy ma jakieś problemy.

A tymczasem Święta! Wszystkiego Dobrego, Ludziska - nic złego. I będzie dobrze!!
A sobie życzę powodzenia i żeby może jednak...

Pozdrawiam.

niedziela, 14 grudnia 2008

O tym, że nie będziemy myśleć...

Sama nie wiem, od czego zacząć. Wziąwszy pod uwagę, że nie wszystko nadaje się do napisania tutaj. A nawet większość. Choć z drugiej strony? Niewiadomo.
Tak sobie wiszę. I trochę się miotam i nie wiem, co będzie dalej. Nadal obawiam się, że nic dobrego. I boję się, że zdecydowanie za dużo uwagi poświęcam tej sytuacji. Że powinnam pozwolić temu toczyć się własnym torem, a nie zastanawiać się i analizować. Tylko czy ktoś kiedyś widział mnie, jak nie analizuję? Czy ktoś mnie kiedyś widział na "spontanicznej wycieczce"? Śmieszne-nieśmieszne.
Ale nie ważne - zostawmy to, będzie co będzie i tyle. Najwyżej będzie masakra i end of life as we know it. Choć może nie będzie...

Tymczasem pani promotor, którą pozdrawiam, powiedziała, że jeszcze się ze mną może trochę poużerać. I że w sumie to dobry materiał, tylko trzeba to uporządkować. Od środy nie dotknęłam pracy magisterskiej, ale jutro wracamy do normalności i zajmujemy się rzeczami naprawdę istotnymi - reszta może poczekać. Bo jakby co, to będzie tylko jeszcze trudniej i trudniej, więc trzeba czym prędzej się za to zabrać.
Plan na dziś - prezenty i choinka i bombki. I nie wiem, co jeszcze. Strasznie nie chce mi się wychodzić z domu. Ale nie chce mi się też siedzieć samej... Gdybym miała telewizor... No ale nie mam, więc trzeba wyjść do ludzi i zająć się rzeczami istotnymi. Im więcej rzeczy się robi, tym mniej się myśli, a jak się ostatnio przekonałam, nadmiar myślenia nie prowadzi do niczego dobrego. Podobnie zresztą jak jego całkowity brak. Jednak te filozoficzne rozważania zostawmy sobie na kiedy indziej może. Dobrze?
Prawda, że będzie dobrze?

Pozdrawiam.

poniedziałek, 1 grudnia 2008

O tym, że wszystko będzie dobrze...

Otóż złapałam się dziś na tym, że wszystkim powtarzam, że wszystko będzie dobrze. Nawet jeśli nie o tym była rozmowa. Raczej w momentach kiedy nie wiem, co powiedzieć. Trochę to działa jak jakaś podświadoma afirmacja albo inkantacja. Tylko nie wiem, czy sama sobie próbuję wmówić, czy raczej wlać wiarę w innych. Chciałabym, żeby wszystko było dobrze, choć jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że naprawdę nie jest źle.
Bo nie jest źle. Powiedziałabym nawet, że ostatnio wiele dobrego się dzieje. I przyjemne rzeczy się zdarzają, tylko czasem ciężko wyczuć, czy i jakie konsekwencje za sobą mogą pociągnąć te dobre rzeczy. A raczej można wyczuć tylko te złe. Czemu w głębi ducha mam przeczucie, że wszystko się spieprzy? Chciałabym umieć wierzyć. Mieć nadzieję, że naprawdę wszystko się ułoży i będzie fantazyjnie... Dlaczego nie mogę w to uwierzyć i być tego pewna?
I prawdopodobnie właśnie dlatego wszędzie i dookoła opowiadam, jak to wszystko cudownie się ułoży...
Swoją drogą, to naprawdę wielka ciekawostka, co będzie dalej i jak to się wszystko rozwinie. A może lepiej, żeby zostało tak, jak jest. Żeby nic... Że jakby coś, że jakby coś, to nic, to nic...*

Heh. Zobaczymy. A teraz - magisterka. I będzie dobrze.

Pozdrawiam.
--
* happysad - Jeszcze, jeszcze