wtorek, 21 lipca 2009

O tym, że jestem smutkiem...

I AM SADNESS - powiedział Śmierć do Alberta.* Ciekawe i jakże trafne. Ja też jestem nim-smutkiem.

Nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Nie ma dla mnie studiów, nie ma dla mnie wakacji, nie ma dla mnie faceta. Nie ma dla mnie nadziei? Niewykluczone.
Jak każdy dołek, i ten w końcu przeminie - zamieni się w górkę, która dzięki głębi dołka wyda się jeszcze wyższa... A na razie muszę się pomęczyć. Czekam na urlop. Wiem, że odpocznę. Nie wiem tylko gdzie i jak. Ale to się przecież okaże, prawda? Prawda. Zawsze w końcu jest dobrze. W końcu.

Zatem czekam. Znowu czekam, zamiast wziąć sprawy we własne ręce. Ale jakoś mi się nie chce. Nie mam dla kogo. Słyszę te głosy wołające, że dla siebie... Tylko że pod tym względem jestem wyjątkowo nieegoistyczną istotą. Trudno, nie?

A poza tym? Byłam dzielna i przypłaciłam to wieczorem wypełnionym własną histerią - cóż, musi być równowaga w naturze. Oczywiście to dobrze. Szkoda, że nie wiem jeszcze, dlaczego dobrze. Ale kiedyś się dowiem. Z perspektywy czasu wszystko wygląda lepiej. Czyż nie?

Kiedyś będzie dobrze.

Choć miłości koszt na pamięć znam
Nikt w swym uczuciu nie chce być sam.
I choć upadku znam straszny ból,
Drabinę stawiam pod obcy mur,
By wspiąć się na najwyższy szczyt
I niebu skarżyć się.

Każdy wytłumaczyć chce, co tylko jedna ja wiem.
*

Straszne, acz piękne.

Pozdrawiam.
--
* Terry Pratchett w serii Świat Dysku
** Flash Creep - Ja Wiem

środa, 8 lipca 2009

O tym, że przegapiłam czerwiec...

No tak, można powiedzieć, że trochę się zaniedbałam jeśli chodzi o pisanie notek... Tym niemniej najwyraźniej mam jakichś czytaczy, bo przed chwilą przeczytałam nowy komentarz do notki z sierpnia 2007. Musiałam się nieźle nasilić, żeby skumać, czego dotyczył mój smutek... Ale wiem już. Z perspektywy czasu - nic złego się nie stało, a nawet więcej, dobrze się stało, że tak się wtedy stało, a nie inaczej.

Przy okazji - anonimowe komentarze nie są fajne... Warto choć pseudonim jakiś podać, prawda?

Swoją drogą, that brings back memories... Sierpień 2007 to były moje początki w Warszawie. Zaczynałam wtedy praktyki w banku i wszystko było takie nowe i przerażające. Daleką drogę przeszłam przez te dwa lata. Tak - bo to już dwa lata będzie niedługo, jak tu mieszkam. Dobrze. Nie jestem już tamtą Magdą, która miała czarny wystrój bloga i była pogrążona w depresji.
Jest to poniekąd przyczyna spadającej częstotliwości i jakości notek. Kiedyś... Wtedy miałam tylko klawiaturę i monitor. Teraz mam ludzi, którzy chcą mnie wysłuchać. To naprawdę wiele i jestem wdzięczna żonie mojego chrzestnego, że zajęła się żeglarstwem. To właśnie przez to wszystko się zaczęło, jak miałam jeszcze kilka lat...

A teraz? A teraz mam dwadzieścia pięć i prześladują mnie rozwodnicy. No dobrze, może to lekka przesada. Na razie było ich dwóch, z czego jeden dopiero w trakcie rozwodu. Ciekawa jestem, czy mu się udało, bo jakoś przestał się odzywać.

Zadziwiająca rzecz stała się - mianowicie nie mam czasu. Wciąż jestem gdzieś w rozjazdach, wciąż z kimś wychodzę, spotykam się, robię coś. Spełnienie marzeń, prawda? Zwłaszcza, jak się przeczyta początki tego bloga, kiedy jeszcze miał na sobie uschnięte drzewo i był czarny (podobał mi się ten layout). Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie znalazła powodów do narzekania, prawda? Że zmęczona, niewyspana, nie mam kasy, nie mam czasu dla siebie, nie mam kiedy odpocząć, zrobić prania, posprzątać, czy napisać notkę.
Wszystko to, co kiedyś pisałam tutaj, teraz przekazuję werbalnie moim przyjaciołom. Łatwiej jest powiedzieć, szczególnie jak się ma cierpliwego słuchacza. Jak posiadam kilkoro takich ludzi.

Jest też jedna osoba, która nie chce ze mną rozmawiać. Choć obiecała, że napisze... Że się odezwie. To smutne. I boli. Ale nie szkodzi.
Dorosłam. Potrafię sobie z tym radzić. Umiem podejść do pewnych rzeczy zdroworozsądkowo i powiedzieć sobie dość. Przynajmniej w większości przypadków. Żal mi tylko znajomości, bo to wspaniały człowiek jest, przynajmniej tak mi się wydaje, a jednak nie chce pozwolić mi poznać go bliżej. A ja - jako kobieta - jestem bardzo ciekawską istotą. No ale cóż, mówi się trudno, żyje się dalej. Czeka się na kolejną okazję to porozmawiania. Do porozmawiania i nic więcej. Może następnym razem, pewnie już w listopadzie, się uda. Porozmawiać. A zakłady niech sobie idą. Kolejny raz zamierzam zastosować się do rady mojej Czcigodnej Macierzy i zachować klasę. W tej, jakże z wielu względów trudnej sytuacji, jest to szczególnie istotne.
Mimo iż nie jesteśmy już w liceum, kiedy to każde jedno spojrzenie lub gest odczytywane jest przez wszystkich jednoznacznie jako pretekst do plotek, trzeba jednak uważać, co się robi, bo nasze czyny wpływają nie tylko na nas. Choć wielu powie, że to co robię to moja i tylko moja sprawa, to nie przeszkadza ludziom wyciągać pochopnych wniosków i oceniać.
Dziwię się sobie, bo znalazłam się w sytuacji, w której zastanawiam się co ludzie powiedzą? Ale może tak właśnie trzeba?

Fakt, jest mi przykro. Boli mnie też ego. Nawet chyba trochę bardziej niż powinno. Ale jednak żal.

No cóż, czerwiec był pełen emocji i innych takich. Wyjazdów. Spotkań. Koncertów. Plan minimum został zrealizowany.
Dalszy plan jest taki, żeby bawić się, póki się da. A we wrześniu wrócić do rzeczywistości i zająć się dalszym życiem. Znowu być odpowiedzialną i przestać olewać.
Zachować tylko motto: Nie możesz wkurwiać się na coś, na co nie masz wpływu.

I już.

Jest dobrze. Będzie dobrze. Łów, łów, łów tą łódź! Wcale jej nie musisz psuć!

Pozdrawiam.
Magda