piątek, 26 września 2008

O tym, że jeszcze tylko jeden...

Dostałam kolejne zaliczenie. Zdałam i to na cztery i pół! Zostało mi jeszcze Opodatkowanie CzegośTam Jakiegoś. Nie mam pojęcia. Póki co jestem z siebie bardzo dumna, bo przeżyłam ten dzień, choć wciąż napierdziela mnie z bliżej nieokreślonych przyczyn głowa. Od samego rana. A przecież nawet wczoraj nie piłam...

Z ciekawostek - nie udało mi się dostać do dziekanatu - jest nieczynny w piątki. Dlaczego?, pytam, dlaczego? Żeby utrudnić studentom życie? I tak nie jest nam łatwo...

W każdym razie: zaliczenie, plus podanie o przedłużenie wszystkiego (proszę się nie śmiać...), potem praca i koniec. Jesteśmy na dobrej drodze.

A tymczasem jutro parapetówka. Do zobaczenia!!

Pozdrawiam.

wtorek, 23 września 2008

O tym, że ciężko jest się uczyć...

Jednakowoż nadeszła pora na to, żeby zacząć. Pewnie trochę po niewczasie, ale zawsze. Mam problem z podejmowaniem decyzji i trzeba mnie zmuszać, żebym zrobiła cokolwiek, ale staram się, staram. Będzie dobrze, bo jak ma być... Prawda?
Martwię się, ale to taki inny rodzaj zmartwienia jest. Strasznie mi się nie chce, co widać - wszak piszę notkę, co mi się ostatnio rzadko zdarza.
Z pozytywnych rzeczy - skończyli mi się "Przyjaciele", wyłączyli mi kablówkę, umówiłam się na jedno zaliczenie. Wszystko na dobrej drodze, żeby się to dobrze skończyło, prawda?
Trzymajcie kciuki. Zrobię to.

I dziękuję wszystkim, którzy kopią mnie w tyłek i każą robić rzeczy. Dziękuję, że jesteście.

Do zobaczenia w sobotę. Czas świętować. Będzie dobrze.

Pozdrawiam.

piątek, 12 września 2008

O tym, że jest wiele rzeczy, których można żałować...

Powiem Wam szczerze, że zdałam sobie dzisiaj sprawę, jak wielu rzeczy mogę nie zrobić w życiu. Jeden z moich wykładowców na wiadomość, że przeprowadziłam się do Warszawy powiedział mi "pani nie skończy tych studiów". Pomyślałam sobie wtedy "hah, jasne!". Jednakowoż zaczynam mieć poważne obawy.
Wiadomo, że nie wszystko możemy przewidzieć. Wiadomo, że nie na wszystko mamy wpływ. Czasami tylko żal, że w związku z tym niektóre inne rzeczy stają się niewykonalne, albo bardzo bliskie bycia niewykonalnymi.
Praca - daje pieniądze, dzięki którym można robić wiele rzeczy, o których się marzy. A jednocześnie często zabiera czas potrzebny na robienie tychże rzeczy. Nie twierdzę, że moim marzeniem jest być magistrem finansów i bankowości międzynarodowej. Wręcz przeciwnie. No dobra, może przesadzam z tym przeciwnie. Uzależniam jednak od tego swoje szczęście przynajmniej w pewnym stopniu. Tymczasem nie wystarcza mi percepcji, żeby się uczyć. Po prostu. Nie mogę nawet zmusić, żeby spróbować się uczyć.
Przeraziła mnie dzisiaj myśl, że mogę nie skończyć tych studiów. I kim wtedy będę? Wiem, że wykształcenie nie definiuje człowieka. Wiem, że nie to o nim świadczy. Wykształcenie za to podnosi bądź obniża wartość człowieka na rynku pracy, a co za tym idzie podnosi lub obniża jego płacę, a co za tym dalej idzie - jego poziom życia.
Kiedy zaczynałam pracować, nie przewidziałam, że będę musiała tyle uwagi poświęcić pracy, że nie wystarczy jej już na naukę. Nie przewidziałam, że będę wychodzić tak późno i taka zmęczona. Że będę poświęcać jej więcej czasu niż wydaje się rozsądne i niż mój organizm i moja psychika jest wstanie wytrzymać na dłuższą metę.
Oczywiście po części jest to uzależnione od tego jednego losowego wypadku, który na mnie, jak sądzę, odbił się najmniej. Nie winię nikogo. Szukam usprawiedliwienia, to prawda. Ale wydaje mi się, że szukam go w złym miejscu.
Boję się, że nie skończę tych studiów. Że zawalę je całkiem i nigdy sobie tego nie wybaczę. A jednak nie umiem poświęcać mniej czasu na pracę. Przeciwnie, mam wrażenie, że poświęcam go za mało, skoro tak wiele jest niezrobione.
Nie umiem rozwiązać tego problemu.
Realizacja planu minimum na wrzesień wydaje się coraz bardziej nieprawdopodobna. Dziś jest 12 września. A ja jeszcze nawet nie zaczęłam go realizować.
Jestem przerażona tym. I przeraża minie własna bezsilność. Sama nie wiem, może powinnam się zaprzeć i uczyć się po powrocie do domu o tej osiemnastej czy dziewiętnastej. Wszak do dwudziestej drugiej jeszcze trzy-cztery godziny. Może powinnam chodzić później spać? Albo wcześniej wstawać i uczyć się rano?
Albo olać pracę i wychodzić o szesnastej jak człowiek?
Albo rzucić pracę i wrócić do Sosnowca i skończyć studia, a potem się martwić?
Albo nie wiem.
Nie mam pojęcia, co zrobić. I boję się. Myślenie o tym, że wszystko będzie dobrze jakoś powoli przestaje mieć sens. Chciałabym, żeby wszystko było łatwiejsze. Naprawdę. Średniowiecze... No na przykład.
Jestem zmęczona i zaczynam bełkotać. Pogoda się popsuła. Kiedy wychodzę do pracy, z dnia na dzień jest coraz ciemniej, to samo dzieje się, kiedy wracam do domu. Niedługo słońce będę oglądać tylko w weekendy. Czas na depresję... Czy nie?
Teraz to nawet wisielczo cieszę się, że nie mam faceta, bo i tak nie miałabym dla niego czasu. Żałosne, prawda?

Pozdrawiam,
teneniel

czwartek, 4 września 2008

O tym, że każdy czasem zasługuje na urlop...

Otóż - mam dwa dni wolnego i jadę do rodziców. Cieszę się bardzo. Będę się odmóżdżać i odpoczywać i nie myśleć o pracy!
A pod moim oknem znowu przechodził Znany Aktor. Mam wrażenie, że on faktycznie gdzieś tu mieszka. Jeszcze nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Nie zmienia to jednak faktu, że poprawia mi to humor. Jest dobrze.
A ludzi kochamy nie za ich kończyny tylko za to, jacy są. I zawsze będziemy kochać.
I wierzę, że będzie dobrze. Bo będzie.
Zobaczycie!

Tymczasem - szanty, flok, zjazd forumowy, koncerty, piwo, Marysia, rodzice, siostra. Wszystko. Czy to nie za dużo?
Chyba mi się należy.
Może nawet spotkam kogoś, kogo chciałabym spotkać?

Pozdrawiam.

wtorek, 2 września 2008

O tym, że jestem uzależniona od koloru światełka...

Cały wic polega na tym, że taki sobie modem pokazuje kolorem światełka, jaki ma dostęp do sieci i jaki transfer może zapewnić. Toteż jak jest turkusowe - to dobrze, jak jest niebieskie to już nie tak dobrze. Nie spotkałam się jeszcze z trzecim kolorem, ale pisali o nim w instrukcji. Swoją drogą przynajmniej się dowiedziałam, jaki to jest kolor turkusowy. Matko. Już niedługo miliony ludzi będą wpatrywać się z rozpaczą w małe plastikowe pudełko i zastanawiać się, czy to niebieski, jasnoniebieski, czy może już turkusowy? Powodzenia.
Ale generalnie i tak dobrze, że net mi hula. Jesteśmy szczęśliwi.
Zapłaciłam czynsz. Czuję się pełnoprawną lokatorką.

A poza tym z ciekawych rzeczy - jeszcze parę dni i jadę do Sosnowca. Do rodziców. Odpocznę sobie. Taka będę. No i oczywiście, proszę Państwa, festiwal. Brawo brawo.
Nie - nie mam mózgu.
Jestem tak zmęczona, że czasem rozpłakuję się z nadmiaru wrażeń z pracy. Chciałabym wierzyć, że jestem silniejsza niż jestem. Nie chcę obciążać innych moją słabością. A jednak wylewam czasem to na moich współpracowników. I źle mi z tym, że zamęczam ich swoją niekompetencją.
Na szczęście udało mi się przeżyć Beatkę. Nie wszyscy są stworzeni do pracy w takim biurze obsługi jak nasze. Ona nie jest. Rzadko spotykam tak głupich ludzi. Mam nadzieję, że wynika to z ich rzadkiego występowania, a nie z mojego dotychczasowego szczęścia. Ciekawa jestem, jak sobie poradzi nowa dziewczyna... Ale wiecie co? Będzie dobrze. I będę sobie w to wierzyć. Przecież wolno mi, prawda?

Plan minimum na wrzesień - absolutorium. Dam radę! Zobaczycie. Nowy miesiąc, nowe mieszkanie, nowe życie. Piękna, dojrzała, pewna siebie, inteligentna kobieta sukcesu.

Pozdrawiam.

PS.

Dziękuję wszystkim za wsparcie - wiedziałam, że mogę na Was liczyć:) I cieszę się, że czytacie.
M.

poniedziałek, 1 września 2008

O tym, że mam internet....

Otóż się przeprowadziłam. I podpięłam się do netu. I jesteśmy szczęśliwi!
I wszystko będzie dobrze, bo potrafię sobie poradzić ze swoim życiem i wiem, że daję radę! Jest bosko, a tak!
Nie spodziewałam się, że się uda, a tu sie udało. Nie zapeszając - wszystko ok. A co. Taki gest. Siedzę piszę notkę z mieszkania swego wynajmowanego i w ogóle szał. Mam net, mam kompa, póki co mam tv. Mam lodówkę i będę mieć swoją pralkę... I kuchenkę mam - proszę nie przychodźcie mnie okradać.
Ale wierzę, że nie zrobicie tego. Jest dobrze. To dziwne, jak rzeczy cieszą. Mogę pisać maile z domu!!
I nie wiem, co jeszcze.

Pozdrawiam.