czwartek, 24 września 2009

O tym, że w sumie zawsze wychodzi jak zawsze...

Nie cierpię tchórzostwa. Zaprawdę powiadam Wam. I unikania konfrontacji. To smutne, że tak często musimy się z nimi spotykać i borykać. Ludzie nie rozumieją, że takie zachowanie jest po prostu brakiem szacunku dla innych, nie wspominając o tym, jak bardzo boli.
Otóż to! Boli bardziej niż klarowna odpowiedź, choćby była nie wiadomo jak zła. Naprawdę chciałabym, żeby uświadomiono sobie, że krótka odpowiedź przecząca powoduje mniejszy ból, niż pozostawienie człowieka, żeby zastanawiał się, czy może jednak... Albo dlaczego. I w sumie takie zachowanie pokazuje też, jakim się jest człowiekiem i jaki się ma stosunek do innych.
Dodatkowo należy zauważyć, iż kobieta, której się odmówi, jest mniej wkurzona niż kobieta, którą się oleje. Zapamiętajcie to sobie, Panowie. To taka dobra rada na przyszłość...

Poza tym zaczynam chyba wątpić w swoje możliwości i zalety, w swoją przebojowość i atrakcyjność, a także w perspektywy... Podobno perspektywa ma znaczenie, ale nie o taką perspektywę mi chodzi, niestety.
Nie lubię być tłem. Ani tą drugą, której imienia się nie pamięta... No dobra, przesadzam. To naprawdę wszystko jest w moim mózgu tylko. I to nie jest prawda, i tego będę się trzymać. Wszak, jak dziś już komuś wspominałam, potrafię sobie wmówić wszystko. Co prawda wydaje mi się, że chodzi raczej o wszystko co złe, ale jednak będę próbować.

Nie jestem przebojowa, nie przyciągam facetów jak magnes. Nawet nie jestem charakterystyczna. Co z tego, że mam ciekawą osobowość (jeśli nie liczyć oczywiście marudzenia, ale każdy ma swoje wady dla zrównoważenia zalet), skoro nikt nie zostaje na tyle długo, żeby się z nią (ze mną!) bliżej zapoznać? Bo tyle jest innych ciekawych na pierwszy rzut oka osób dookoła.
I to właśnie tak naprawdę jest smutne.
I już słyszę, jak wszyscy wołają, że to ja jestem lepsza, a nie Ci ciekawsi na pierwszy rzut oka - ale to nic nie zmienia. Nikt nie zostaje na tyle długo by to docenić.

Powiedziano mi ostatnio, że za bardzo skupiam się na sobie i na tym, jaka jestem i jak jestem odbierana. Nie mam tyle pewności siebie, żeby powiedzieć jestem, jaka jestem, a jak się nie podoba, to spierdalać! A chciałabym może. Może? Nie wiem. Bo stąd już tylko krok do punktu wyjścia. Dopóki sama siebie nie zaakceptuję i nie pokocham, to jak mogę oczekiwać tego od innych? Prawda?

I z tą myślą - kończę. Może zrobię jeszcze dziś coś konstruktywnego, na przykład powieszę pranie.

Pozdrawiam.

poniedziałek, 21 września 2009

O tym, że dwa tygodnie bez netu do dużo...

Albo mało - zależy jak na to patrzyć. Generalnie dało radę, nawet nie było tak źle. A teraz już mam net z powrotem i jest dobrze. Czy lepiej? Nie wiem. Przez te dwa tygodnie miałam porządek w domu i robiłam konstruktywne rzeczy... Teraz pewnie będzie z tym gorzej, bo założyli mi też kablówkę, a to straszny czasopożeracz.

Będę się jednak starać dzielić mój czas na rzeczy odmóżdżające i wręcz przeciwnie. Umużdżające? Trudne słowo. Myślę o napisaniu czegoś, ale to na razie plany. Każdy kiedyś chciał napisać książkę, prawda? No to może się uda, jak mi wystarczy samozaparcia, a samozapłon nie będzie słomiany. Trzymajcie kciuki, trzeba coś robić w życiu i odrywać się od szarej samotnej rzeczywistości.

Oczywiście nie jestem samotna, mam przyjaciół, z którymi się doskonale bawię, o których wiem, że zawsze mogę na nich liczyć, którzy dla mnie są i słuchają, nawet jak bredzę tak bardzo od rzeczy, że wręcz zbliżam się do nich z przeciwnej strony. Chciałam moim przyjaciołom za to podziękować z tego miejsca. Nawet jak tego nie czytają... Tym, co nie czytają, powiem prosto w oczy, tym co czytają - też, tylko proszę się upomnieć w odpowiednim momencie.

A tymczasem znowu zastanawiam się nad sobą i nad tym, czy aby na pewno wszystko ze mną w porządku. I, jak zwykle, dochodzę do wniosku, że chyba raczej jednak nie... Po raz kolejny zrobiłam to samo. Okazuje się, że mimo wszystko lepiej niż werbalizacja idzie mi kontakt fizyczny. Oraz oczywiście następujące potem przemyślenia w stylu "co ja zrobiłam!" i "co dalej?"
Generalnie powinnam się już przyzwyczaić do tego, jak to zrobili moi przyjaciele... A jednak za każdym razem sobie powtarzam, że to ostatni raz... I wychodzi jak zawsze. Trudno.
Chciałabym, żeby tym razem to się tak nie skończyło jak zawsze. Zbyt ciekawie się zaczęło. Jasne jest, że zdecydowanie za wcześnie na jakiekolwiek rozważania, bo do żadnego sensownego wniosku się nie wydedukuje. To jednak, jak wiecie, nigdy mi nie przeszkadzało. Staram się zatem zająć czymś konstruktywnym. Na przykład pisaniem tej książki... Zobaczymy jak mi pójdzie.
Z pisania rzeczy, zamierzam też napisać smsa, ale to jutro. I zobaczymy. Nie nastawiam się. To dobrze.
Bezpośredniość powinna być cnotą, a ludzie powinni mówić, co myślą. I nie owijać w bawełnę. Byłoby prościej. Tak myślę.

Jestem głodna. Wspominałam już, że ograniczam jedzenie. Pewien rolnik postanowił swojego konia oduczyć jedzenia. Prawie mu się udało, ale koń zdechł... Ja co prawda nie zamierzam się posuwać do tak drastycznych środków, ale przydałoby mi się zgubić parę kilo. I centymetrów tu i ówdzie. Trzymajcie kciuki. Może nawet zacznę znowu ćwiczyć i robić brzuszki? Skoro już nie siedzę tak długo w pracy, to przecież mam czas na rozwijanie się nie tylko duchowo... Może powinnam sobie sprawić rower stacjonarny? Tak jakbym miała na niego miejsce w mieszkaniu, haha...

No nic, ponieważ zaczynam już przechodzić w bełkot, to kończę powoli. Uruchomił mi się słowotok, bo wierzę, że się za mną stęskniliście i pragniecie mnie czytać.

Pozdrawiam wiernych i wytrwałych czytelników i skrytoczytaczy!
teneniel.

piątek, 4 września 2009

O tym, że jest nowy miesiąc...

A że jest nowy miesiąc, to zawsze (oprócz wielu rzeczy, które są dobre) niektóre rzeczy idą źle.
Mnie na przykład odłączyli internet. Nowy dostawca usług dostarczy je dopiero 16 września. Co oznacza dwa tygodnie odcięcia od świata. Dobrze, że mam "Przyjaciół", których mogę oglądać. Hehehe...


Postanowienie pourlopowe. Schudnąć. Zapisać się na basen. Umyć okna. Nowy miesiąc - nowe rzeczy.

I fajnie. Aha, w sobotę idę do zoo.

Pozdrawiam.