poniedziałek, 21 września 2009

O tym, że dwa tygodnie bez netu do dużo...

Albo mało - zależy jak na to patrzyć. Generalnie dało radę, nawet nie było tak źle. A teraz już mam net z powrotem i jest dobrze. Czy lepiej? Nie wiem. Przez te dwa tygodnie miałam porządek w domu i robiłam konstruktywne rzeczy... Teraz pewnie będzie z tym gorzej, bo założyli mi też kablówkę, a to straszny czasopożeracz.

Będę się jednak starać dzielić mój czas na rzeczy odmóżdżające i wręcz przeciwnie. Umużdżające? Trudne słowo. Myślę o napisaniu czegoś, ale to na razie plany. Każdy kiedyś chciał napisać książkę, prawda? No to może się uda, jak mi wystarczy samozaparcia, a samozapłon nie będzie słomiany. Trzymajcie kciuki, trzeba coś robić w życiu i odrywać się od szarej samotnej rzeczywistości.

Oczywiście nie jestem samotna, mam przyjaciół, z którymi się doskonale bawię, o których wiem, że zawsze mogę na nich liczyć, którzy dla mnie są i słuchają, nawet jak bredzę tak bardzo od rzeczy, że wręcz zbliżam się do nich z przeciwnej strony. Chciałam moim przyjaciołom za to podziękować z tego miejsca. Nawet jak tego nie czytają... Tym, co nie czytają, powiem prosto w oczy, tym co czytają - też, tylko proszę się upomnieć w odpowiednim momencie.

A tymczasem znowu zastanawiam się nad sobą i nad tym, czy aby na pewno wszystko ze mną w porządku. I, jak zwykle, dochodzę do wniosku, że chyba raczej jednak nie... Po raz kolejny zrobiłam to samo. Okazuje się, że mimo wszystko lepiej niż werbalizacja idzie mi kontakt fizyczny. Oraz oczywiście następujące potem przemyślenia w stylu "co ja zrobiłam!" i "co dalej?"
Generalnie powinnam się już przyzwyczaić do tego, jak to zrobili moi przyjaciele... A jednak za każdym razem sobie powtarzam, że to ostatni raz... I wychodzi jak zawsze. Trudno.
Chciałabym, żeby tym razem to się tak nie skończyło jak zawsze. Zbyt ciekawie się zaczęło. Jasne jest, że zdecydowanie za wcześnie na jakiekolwiek rozważania, bo do żadnego sensownego wniosku się nie wydedukuje. To jednak, jak wiecie, nigdy mi nie przeszkadzało. Staram się zatem zająć czymś konstruktywnym. Na przykład pisaniem tej książki... Zobaczymy jak mi pójdzie.
Z pisania rzeczy, zamierzam też napisać smsa, ale to jutro. I zobaczymy. Nie nastawiam się. To dobrze.
Bezpośredniość powinna być cnotą, a ludzie powinni mówić, co myślą. I nie owijać w bawełnę. Byłoby prościej. Tak myślę.

Jestem głodna. Wspominałam już, że ograniczam jedzenie. Pewien rolnik postanowił swojego konia oduczyć jedzenia. Prawie mu się udało, ale koń zdechł... Ja co prawda nie zamierzam się posuwać do tak drastycznych środków, ale przydałoby mi się zgubić parę kilo. I centymetrów tu i ówdzie. Trzymajcie kciuki. Może nawet zacznę znowu ćwiczyć i robić brzuszki? Skoro już nie siedzę tak długo w pracy, to przecież mam czas na rozwijanie się nie tylko duchowo... Może powinnam sobie sprawić rower stacjonarny? Tak jakbym miała na niego miejsce w mieszkaniu, haha...

No nic, ponieważ zaczynam już przechodzić w bełkot, to kończę powoli. Uruchomił mi się słowotok, bo wierzę, że się za mną stęskniliście i pragniecie mnie czytać.

Pozdrawiam wiernych i wytrwałych czytelników i skrytoczytaczy!
teneniel.

1 komentarz:

  1. oprócz nie nastawiania się to się jeszcze powinnaś nie zastanawiać... ale chyba już o tym parę godzin temu Ci wspominałam :)

    OdpowiedzUsuń