poniedziałek, 2 lutego 2009

O tym, że wyszło jak zawsze...

Zgadnijcie, czy mi się udało? No, macie rację - nie. Chciałabym czasem umieć po prostu wyłączyć wszystko inne i skupić się na jednej rzeczy. Czasem się udaje, ale wtedy tą rzeczą jest praca. Ta zarobkowa. Czy to naprawdę jest najważniejsza sprawa, dla której warto zrezygnować ze wszystkiego innego? Nie wiem, teoretycznie nie. Ale bez pałacu - nie ma pałacu. Jak nie masz co jeść, ani gdzie spać, to co innego może się liczyć? Dlatego praca mnie absorbuje. Przez ostatni tydzień pracowałam po 12 godzin. I nie była to tylko próba wymigania się od magisterki.
Nie zdążyłam. Ale mimo to - lecę jutro do Anglii. Na piwo, bo koncert odwołali. Zapomniałam też paszportu, a w sobotę zaspałam na pociąg. Co to wszystko znaczy? Nie wiem... Ale tak mi średnio z tym. Zdaję sobie sprawę, że potem takie rzeczy okazują się jednak fajne i warte zachodu, ale na razie strasznie mi się nie chce. Najchętniej poszłabym spać... Czy mogę?
Nie mogę. Jadę zaraz do dziekanatu, złożyć indeks, żeby mogli zakończyć postępowanie skreślające mnie z listy studentów. Mam trzy miesiące. Zdążę?
Muszę.
A wolałabym iść spać.

Pozdrawiam.

1 komentarz:

  1. bez pałacu nie ma pałacu! nie rozumiem czemu nie masz misji kleopatry w sosnowcu.

    i nie jedziesz do angli. nie kłam!
    :(

    OdpowiedzUsuń