niedziela, 18 marca 2007

O tym, że jestem głupia...

Och, wiem, zaraz rozlegnie się milion głosów (a przynajmniej trzy), które powiedzą, że wcale nie jestem głupia. Tylko że mnie nie chodzi o taką normalną głupotę. Właściwie sama nie wiem, o co mi chodzi.
Czy możecie mi wyjaśnić, dlaczego czuję się winna? Dlaczego jest mi przykro i dlaczego chce mi się płakać? Przecież to nie ja nawaliłam, prawda? Czyja wina jest większa? Moja, czy jego? Dlaczego, dlaczego nie potrafię się wkurzyć jak normalna kobieta, pogniewać, obrazić, zrobić aferę? Tylko muszę się gryźć, że może to jednak ja dałam ciała.
Przecież stałam 40 minut na tym dworcu. Przecież dzwoniłam. Czy można mnie winić za to, że nie miałam ochoty sama się włóczyć po Gliwicach i pojechałam do domu? Czy można mnie winić za to? Czy jestem bardziej winna? Bardziej niż człowiek, który zaspał na spotkanie ze mną i nie słyszał jak dzwonię? Właściwie to chyba jest poniżające. Nie wiem.
Chciałabym umieć się pogniewać. A mnie po prostu jest przykro. Przykro, bo nie przyszedł. I bardzo przykro, że jednak nie poszłam do tej Latarni.
Zepsułam sobie Dzień Świętego Patryka na własne życzenie. Trzeba było jednak iść na Sąsiadów.
Po co robić sobie nadzieję? Zawsze jak coś dobrego ma się zdarzyć, to ja się cieszę jak dziecko, a potem okazuje się, że to wszystko jest jedno wielkie nieporozumienie. Dlaczego to zawsze mnie spotyka?
Nienawidzę swojego rozsądku, za to, że teraz staram się go przed sobą wytłumaczyć, staram się go zrozumieć, liczę nie wiem na co. Przecież to była jednorazowa akcja, która została zaprzepaszczona. Wiem, że drugi raz już tak nie będzie. Nienawidzę mojego rozsądku, który mówi mi, że prawdopodobnie dobrze się stało. Tak samo, jak dobrze się stało, że nie pojechałam wtedy z Bartkiem na obóz, teraz jak to patrzę, to bardzo się cieszę, że nie było dla mnie miejsca. Więc pewnie dobrze się stało.
Tylko że jest mi smutno. I jest mi przykro. Dlatego, że nie wiem, czy on będzie chciał się jeszcze kiedyś spotkać, bo nie wiem, czy będę w stanie zaufać mu jeszcze raz i znowu pojechać do Gliwic. Chyba nie. Bo zawiodłam się na kimś, kto jest moim przyjacielem. Bo nie zapytał, jak może mi to wynagrodzić. Bo jak zobaczył, że jestem na gg, to sie ukrył. Bo winię siebie. Bo to wszystko jest takie głupie. Bo nie mogę się przemóc, żeby z nim porozmawiać. Bo już nie będzie tak samo.
Wiem, że przesadzam, wiem, że dramatyzuję. Cieszcie się, że nie pisałam tej notki wczoraj po powrocie do domu. Generalnie oboje chcieliśmy dobrze, i generalnie jak zwykle wyszło jak zawsze. Nienawidzę mojego życia, w którym jest tak niewiele dobrych rzeczy. Nienawidzę siebie, za to, że nie potrafię dostrzec więcej dobrych rzeczy w moim życiu.
Dzisiaj uważam moje życie za jedną wielką porażkę, a siebie za osobę, która nic nie zmienia i nic nie wnosi do świata. Jest mi źle. Nie chce mi się iść do pracy, chce mi się płakać, ale nie będę już tego robić, wystarczy. Wiem, że mi przejdzie, że odzyskam lepszy humor, ale na razie... Przykro mi, naprawdę mi przykro.

I have to find the will to carry on
On with the -
On with the show -
The show must go on...*


Pozdrawiam
--
The Show Must Go On - Queen (jakby ktoś nie wiedział)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz