piątek, 15 czerwca 2007

O tym, że nie mogę się zebrać...

Tragedia jest, powiem Wam. Mam do poniedziałku oddać książkę. W związku z tym muszę do poniedziałku napisać ten fragment pracy, do którego jest mi ta książka potrzebna. Nawiasem mówiąc - co za chamstwo, pożyczyć studentowi książkę na tydzień. Jeszcze jak jest taka pogoda, że wszystkiego się chce, tylko nie siedzieć przed kompem i pisać. Słońce świeci w monitor i nie można się skupić wcale.
Generalnie strasznie mi się nie chce i naprawdę nie mogę się zebrać. Napisałam jedną stronę i nie mogę przebrnąć dalej. A robię już któreś podejście z rzędu. Szkoda, bo w sumie to nie jest wbrew pozorom takie pracochłonne. Parę dni i jest. Tylko trzeba mieć dobry moment. A w mojej głowie naprawdę jest wszystko tylko nie rozliczenia międzybankowe, NBP i KIR. Bleh...
Mazury, tak przede wszystkim Mazury.
I jeszcze jedna rzecz. W sumie to nawet mnie to wkurza, że mi się śnią takie rzeczy, bo dokładnie wiem, dlaczego mi się śnią, a mimo wszystko nie mogę nic na to poradzić. I włącza mi się myśl, że może mimo wszystko to coś więcej, choć wiem, że to na pewno nie jest nic więcej. Ale się śni. Czyżbym była niewyżyta? Być może, to nawet prawdopodobne, wszak apetyt rośnie w miarę jedzenia. A skojarzenia i wnioski są logiczne, wręcz najprostsze. Wszystko ma ręce i nogi. Wszystko rozumiem, jestem świadoma mojej podświadomości, ale kurde, nie mogę jej wyłączyć. To naprawdę rozprasza.
A powinnam pisać. Muszę pisać i chcę pisać. I będę pisać, tylko nie wiem, z jakim efektem. Bo strasznie mi się nie chce.
Wniosek, że to nie są najszczęśliwsze studia, jakie mogłam wybrać, jakkolwiek słuszny, nic nie zmienia, bo teraz to już naprawdę szkoda byłoby tym rzucić i zająć się innymi rzeczami. Szkoda, że nie można czegoś takiego zrobić. A raczej szkoda, że ja nie mogę, bo nie pozwala mi na to moje wspaniałe poczucie obowiązku na spółkę z rozsądkiem. Czuję, że kiedyś bardzo źle wyjdę na słuchaniu tych dwóch elementów mojej osobowości. Choć na razie nie było tak źle.
Nic to. Skupmy się na teraźniejszości. Podążajmy wyznaczoną ścieżką do z góry założonego celu. Bo lepiej tak, niż na ślepo przez życie, prawda?
Wszystko będzie dobrze, tylko się zebrać. Dobrze, że siostra wyjechała na jakiś czas, to przynajmniej mam unlimited computer access.
Trzymajcie kciuki, żeby mi się tak chciało, jak mi się nie chce. Kotarbiński jednak mądry był.... Heh... Trzeba było studiować filozofię...

Pozdrawiam

Edit (16/06/2007; 16:40): Kurde, nie chce mi się dodawać nowej notki tylko po to, żeby napisać, że dalej nie mogę się zebrać. Wyobraźcie sobie, że moja prędkość pisania jest zastraszająca. W ciągu półtorej godziny napisałam prawie całą stronę. To jest jakaś katastrofa... Tak strasznie mi się nie chce, że robię wszystko, żeby robić coś innego. Niech mnie ktoś solidnie kopnie, bo od 15 minut wpatruję się w jedną stronę książki i zastanawiam się, co przepisać z niej... I mam problemy z parafrazowaniem, co mi się wcześniej nie zdarzało... Może do pracy naprawdę należy się zabierać po pijaku? Szkoda, że wypiłam wczoraj całe to wino.
No staram się, staram...
Wysyłam w świat wezwanie o pozytywne fluidy! Bo inaczej chyba będzie ciężko.

Pozdrawiam jeszcze raz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz