czwartek, 25 października 2007

O tym, że nie mam siły...

I nic mi się nie chce. I generalnie marazm.
Odwiedziłam bibliotekę, mam trochę materiału, na którym mogę pracować w sensie magisterskim. W sobotę jadę do GOPu. Odwiedzę panią promotor, odwiedzę paru przyjaciół i znajomych. Zobaczę się z rodziną.
W piątek impreza firmowa, przeraża mnie ona i nie chce mi się na nią iść.
Nie napisałam nic konstruktywnego, mało robię. Jestem w pracy, albo śpię. Nie mam weny twórczej ani zapału do niczego.
Nie mam faceta i nie mam skąd go wziąć.
Marazm jesienny jak się patrzy. Nawet na blogu mi się pisać nie chce. Bo i o czym? Nic nowego. Same shit - different day... Tak powiedziałby Maverick.
I chociaż nie chcę popaść w pesymistyczny realizm, to jest mi coraz trudniej. Choć wszystko w sumie jest dobrze, to wciąż czegoś mi brak. Nie jest mi źle. Jest mi nijak. Ale wszystko będzie dobrze. Bo dlaczego nie. Przecież już jest dobrze, prawda? Przecież doskonale sobie daję radę. Chyba.

Będą lata tłuste i gorące
Ale też nieklejące sie wcale
Poprzecinane deszczem
Pozalepiane żalem

(...)

Będą dni pachnące wrzosem
Ale też noce nieprzespane wcale
Poprzerywane wrzaskiem
Pozaszywane niedopasowaniem*


Damy radę.

Pozdrawiam
--
*Damy radę - happysad

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz