wtorek, 25 marca 2008

O tym, że znowu Święta i co w związku z tym...

No dobra. Nie mam nic mądrego do przekazania. Generalnie jest tak, że w sumie to siedzę tylko i nic nie robię. To w sumie jest dość straszne. Bo powinnam na przykład pisać pracę. Albo na przykład się uczyć. Wszak mam warunek w maju. I generalnie jakoś wcale mi się nie chce.
Mam coś takiego, że najchętniej to siedziałabym sobie i oglądała filmy i seriale, albo czytała książki. Oczywiście z przerwami na chodzenie do pracy i jedzenie. No i podstawową higienę osobistą. Pogoda za oknem nie sprzyja wychodzeniu. Pewnie gdyby była wiosna, wszystko byłoby inaczej. W sumie dlaczego nie zwalić wszystkiego na pogodę, nie?
Dla uściślenia - jestem w Sosnowcu. I opanował mnie marazm. Co prawda opanował mnie już wcześniej, ale jednak tu się nasilił. Może to jednak pogoda? Ciężko stwierdzić. Problem polega na tym, że siedzę sobie tu i naprawdę nic nie robię. Tylko siedzę. I, umówmy się - nie do końca podoba mi się takie coś. Takie siedzenie. Ale cóż zrobić.
Właściwie to zaraz wracam do Warszawy i będę sobie tam siedzieć, i nic nie robić. Znowu brakuje mi motywacji. Choć prawda jest taka, że ostatnio byłam chora, zmęczona i przepracowana. Nie powiem, że odpoczęłam. Bo jakoś nie czuję się naładowana energią. Raczej rozleniwiona. Znudzona. Samotna? Nie. Żadna - to lepsze słowo.
W sumie trochę tęsknię za samotnością mojego pokoju w Warszawie. Gdzie mogę sobie spokojnie siedzieć i robić nic. Choć wiem, że takie podejście jest złe. Generalnie będę próbować coś robić. A jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że będę codziennie przychodzić do domu zmęczona tym, że tyrałam cały dzień w pracy, że znowu nie wyszłam z pracy o szesnastej i znowu nie zdążyłam zrobić wszystkiego, co planowałam. Nie - nie mam takiego doła i takiej kapy, jak dawniej. To bardziej coś w rodzaju zniechęcenia i znudzenia życiem. Ale nie potrafię tego zmienić. Czy to straszne? Pewnie tak.
Wiem, że marudzę i bełkoczę i piszę jak zwykle to samo. Że powtarzam się wciąż w tej samej notce. Ale ja po prostu tak czuję. Jednocześnie wiem, że w sumie to zmieniłam się przez ostatni rok. Widzę to po tym, jak się odnoszę do moich rodziców. Do siostry. Do całego świata.
A tak poza tym, to teoretycznie można powiedzieć, że niewiele u mnie nowego. Co prawda zżyłam się ostatnio mocniej z moim MY. Albo raczej z naszym MY. Do strasznie dobre poczucie mieć kogoś jeszcze tam, gdzie się jest. Naprawdę. I dobrze mi z tym. Z tego powodu jestem zadowolona.
Czasem też myślę sobie o jednym facecie. Ale to raczej jest sprawa bez przyszłości. Z resztą to nie jest tak, że nie śpię po nocach, rozmyślając, jaka to kapa, że on ma swoją kobietę. To raczej jest ktoś, z kim mogłoby mi wyjść, gdyby sprawy ułożyły się inaczej. Ale nie ma co roztrząsać. Nie nakręcam się. Jestem sobą. I nie cierpię, kiedy widzę go z jego kobietą. To raczej jest dowód na to, że nie jestem zimną bezduszną suką, która już nie potrafi czuć. Z drugiej zaś strony mam też kogoś, z kim, gdybym tylko chciała, mogłabym coś... ehm... zrobić. Tylko nie chcę:) To też jest dobry objaw - nie jestem zdesperowana. Przynajmniej nie aż tak.
No a poza tym wszystkim - są Święta. Czas odrodzenia, budzenia się do życia i wielkich zmian. Nie wydaje Wam się, że to właśnie teraz należałoby robić postanowienia? Gdybym była przekonana do postanowień i umiała ich dotrzymywać, to pewnie właśnie teraz bym ich dokonywała. Ale już dawno przekonałam się, jak trudno jest mi robić to, co sobie obiecywałam. Dlatego właśnie przestałam postanawiać. Ponieważ nie chcę się kolejny raz dowiedzieć, że nie potrafię. To akurat jest straszne i nie świadczy o mnie dobrze. Wiecie?
Myślałby kto, że Wielkanoc nie jest tak do końca rodzinnym świętem, że nie jest tak całkiem okazją do spotkań. A jednak moja klasa z liceum właśnie teraz postanowiła urządzić reunion. Całe szczęście nie do końca pasuje mi termin. Muszę wracać do Warszawy - do pracy i do mojego życia. I właściwie to bardzo się cieszę, że nie mogę tam być. Bo tak naprawdę nie mam nic do powiedzenia tym ludziom. Choć nie mam do nich żalu. Może spotkamy się na dziesięcioleciu matury. Na razie mnie jakoś nie ciągnie. Nawet w Święta.
W każdym razie z okazji tych Świąt - dużo dobrego Wam życzę.

I pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz