środa, 27 lutego 2008

O tym, że chyba nie jestem prawdziwą kobietą...

Ciekawe zjawisko socjologiczne niewątpliwie. Wiecie, że mam wyrzuty sumienia, jak wydaje pieniądze. Nie tylko swoje... Zasugerowano mi, że prawdziwa kobieta lubi wydawać pieniądze. Potem zasugerowano mi, że tylko nie swoje pieniądze. Ja nie lubię wydawać żadnych.
I nie chodzi wcale o to, że mam manię gromadzenia bogactwa, że lubię mieć pieniądze i ich nie wydawać. Tylko mieć, napawać się cyferką na koncie. Wcale nie. Ja po prostu się źle czuję, jak muszę je wydać. Być może ma to coś wspólnego z tym, że boję się, że mi może ich zabraknąć.
Źle mi z tym. Problemem nie jest to, że nie jestem prawdziwą kobietą - za to zawsze mam burdel w torebce:) Ale generalnie przeszkadza mi to, że nie cieszy mnie kupowanie sobie rzeczy. Jestem chora, jak mam iść po spodnie, albo bluzkę. Zawsze wydaje mi się, że mogłam/mogłabym lepiej spożytkować tą sumę. Że jest za duża, że przesadzam z wydawaną kwotą. Sama nie wiem... To dziwne. Kolejny powód, żeby mieć wyrzuty sumienia. A może wymówka?
Wydałam milion kosmodolców na fryzjera. I zamiast się cieszyć, że jestem ładnie ostrzyżona i mam ładny kolor na głowie - siedzę i zastanawiam się, po co wydałam tyle kasy. Porażka.
Choć generalnie jesteśmy szczęśliwi... No dobra, może przesadzam. Ale nie jest tak źle. Choć cały mój Blackmore's Night poszedł się gonić razem z dyskiem na routerze... Choć nie jest wcale takie pewne, że pojadę na Mazury.Za to jadę w weekend do Wrocławia. Na szanty. Tym niemniej nie załatwiłam na uczelni wszystkiego, co chciałam i mam wrażenie straconego czasu. W pracy za to zaczynam się powoli odnajdywać chyba, choć pewnie właśnie zapeszyłam... I wiosna nadchodzi, czuć ją w powietrzu.
Nie wyszło mi z moim rozpraszaczem... Nie wiem, czy wspominałam. Choć to akurat było do przewidzenia. Tylko może niekoniecznie w takiej formie w jakiej do tego doszło. Ale to tym razem jakoś mnie nie rusza. Po prostu nie wierzę w to, że może mi się udać. Więc jak może?
Nie może - dopóki nie poradzę sobie ze sobą. A kiedy to nastąpi? Myślę o terapii... Myślę coraz intensywniej. Oczywiście zanim dojdzie co do czego, wiele jeszcze wody upłynie w Wiśle, ale jestem na dobrej drodze. Nie do Wisły. Na terapię:)
Jakoś mi lepiej, ale nie do końca dobrze. Bywało gorzej, lecz nigdy tak źle...* Już nie. Jest lepiej, choć nie dobrze. Lepsze czasem nie jest tak dobre, jak dobrze:) Uwielbiam pod tym względem język polski.
Wpadam w bełkot, powoli zaczynam pisać wszystko, co przychodzi mi na myśl.
Może będzie dobrze jednak... Za każdym razem, jak to mówię, wszytko się pieprzy... Jest jeszcze parę rzeczy, które mogą się spieprzyć. Przychodzi mi ich do głowy znacznie więcej niż tych, które mogą pójść dobrze. Ale te drugie tez przychodzą. Czy to znak?
Czas skończyć tę nierówną walkę. Nie mam nic mądrego do powiedzenia. To jest właśnie kwintesencja mnie. Koń jaki jest, każdy widzi... Nawet na Pogorii :D

Pozdrawiam
--
*Koniec Świata - Czeski Sen

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz