wtorek, 10 czerwca 2008

O tym, że mam potrzebę napisania notki...

Choć sama jeszcze nie wiem, o czym mi wyjdzie. Powzięłam pewne postanowienia. Ale po pierwsze idę sobie zrobić kawę, zanim zacznę się wywnętrzać, bo to może mi tym razem trochę zająć...
Kawa dobra rzecz, chyba.
Wracając do adremu - jestem głodna. To dobrze. Choć podobno nie należy się głodzić. No ale z drugiej strony dieta żet pe jest najlepsza na świecie. Ja zdecydowałam po prostu nie jest kolacji. I jeszcze może się poruszać trochę. Rower - wiecie.
Maćku - chciałam napisać 'rowero', przyzwyczajenie druga natura...
W każdym razie rower trzeba oddać do przeglądu, albowiem stał sobie przez pół roku w pokoiku i się kurzył. Oraz zajmował miejsce. Ale też dobrym stojaczkiem na ubranka był. I jest w sumie dalej. A teraz to nawet się ładnie komponuje. Razem z pozostałymi dwoma. Zresztą nie ważne.
Postanowienie numer jeden zatem - schudnąć. Nieco, bez przesadyzmu, tak.
Oczywiście nie układam tego priorytetowo. Bo i po co? Nie mam planu sensu stricto, raczej luźne wnioski.
Toteż kolejne - chyba trzeba coś zrobić z uczelnią. I jeszcze z pracą. I z tą drugą pracą. I w ogóle. Zatem - konstruktywność, efektywność, samozaparcie i dążenie do bliżej nieokreślonego celu. Profesjonalizm.
Generalnie dążę do tego, żeby być wreszcie tą piękną, inteligentną i dojrzałą kobietą sukcesu.
Postanowiłam, że się biorę. Że pracuję dobrze, że w domu przelewam jakże mądre myśli na temat rozliczeń międzybankowych na ekran monitora, że dbam o siebie. Swoją drogą powinnam się chyba już ogolić.
I wydaje mi się, że to mądry plan. Nie ten o goleniu, tylko ten ogólny. Choć ten o goleniu też wcale nie jest taki głupi. Co prawda zaczęłam go realizować od wczoraj, ale będzie dobrze. Zaraz skończę to pisać i zabieram się za magisterkę. Zanim będzie za późno, żeby używać jeszcze mózgu.
I jeszcze postanowiłam, że będę towarzyska. Będę chodzić w miejsca i do ludzi.
Wczoraj pisałam pracę. Dziś byłam w kinie. Jutro idę do serwisu zapytać o rower. Jak dobrze pójdzie, to w weekend, albo w przyszłym tygodniu będę narzekać na to, że mnie tyłek boli.
Mało pozbierane te myśli moje. Ciężko jest przelać na monitor to, co się czuje... Dziwne, że to mówię. A może chodzi o to, że raczej wmawiam sobie entuzjazm i tak naprawdę go nie mam? Nie ważne - sianie defetyzmu nie leży w moich planach.
A co do spraw sercowych? Hiii... Nie wiem. Nie sądzę, żeby coś się ruszyło. I jakoś średnio mnie to rusza. Życie toczy się dalej i nie ma co patrzeć w przeszłość.
Jest jeszcze jedna rzecz - mianowicie nie będę tracić życia na zastanawianie się. Czas działać. Jakkolwiek trudne nie byłoby zmienienie przyzwyczajeń, przestawienie mózgu i w ogóle - będę z tym walczyć. Oczywiście w granicach rozsądku, ale z sensem też.
Życie trzeba łapać, dzień trzeba łapać. Każdy. I trochę spontaniczności jeszcze nie zaszkodziło nikomu. Albo przynajmniej nie znam nikogo takiego.
Toteż działamy, a nie zastanawiamy się. I tyle.
Zamiast siedzieć i myśleć, jak bardzo nie chce mi się pisać pracy, i że już późno i to nie ma sensu, zamierzam siadać i pisać. Choć parę linijek, choć pół strony. Cokolwiek, żeby tylko ruszyć do przodu.
Wydaje mi się, że w moim życiu nastąpił jakiś przełom. I nie wiem, skąd się to wzięło. Pewnie, że facet poprawia humor. I to pewnie głównie dlatego. A pogodzenie się z tym, że to tylko chwilowe i już nie wróci - naprawdę pomaga.
Będzie dobrze - i ja sobie poradzę, bo zawsze sobie radzę.

Tych kilka nocy tych parę dni
kiedy wszystko było tak
Ty byłaś rzeźbą a ja partyzantem
i wiem
Że Ty i ja - dalibyśmy się wychłostać
Aby mogło tak pozostać
Nie to miejsce nie ten czas
To nie tak
Ja nienawidzę jak
Liczysz myślisz patrzysz ile to już lat

Bo całe nasze życie to
To nie te długie lata a
Tych kilka krótkich dni
i tych parę chwil z których
Niby nie wynika nic
*

Pozdrawiam
--
*Partyzant K - happysad

1 komentarz:

  1. ojje masz nowego leja!

    wiem wiem, bardzo konstruktywny komentarz :)

    chciałabym nie mieć gastrofazy... albo przynajmniej umieć się jej oprzeć

    OdpowiedzUsuń