niedziela, 1 marca 2009

O tym, że zwracam uwagę...

Zauważyłam taką prawidłowość dzisiaj u siebie, że pierwszym na co zwracam uwagę przy poznawaniu nowego faceta jest to, czy ma obrączkę. Jak to o mnie świadczy? Chyba nie za dobrze... Prawda? Może powinnam się wybrać do psychoanalityka, który powie mi, co tak naprawdę czuję. I może wtedy mogłabym przestać analizować się sama... Choć nie wierzę w to, że mogłabym kiedykolwiek chcieć przestać. Wszak introspekcja i autoanaliza to moje życie. I wiem, że wszyscy mają już dość tej mojej cechy... Zresztą nie ważne.
Oglądałam ostatnio taki film He's just not that into you. Po polsku nazywa się Kobiety pragną bardziej, ale ten tytuł jakoś nie leży mi w kontekście. Film, jakkolwiek amerykański i nie do końca mądry, dał mi wymówkę do zastanawiania się i analizowania. Tak, tak. Zaraz po wyjściu z kina stwierdziłam, że przekazem tego filmu jest usprawiedliwienie kobiecego dorabiania teorii do każdego gestu ze strony faceta. Co prawda nie można tego robić bezkarnie. Ale można to robić. Postanawiam więc to robić. Wszak introspekcja i autoanaliza to moje życie - nie pozostało mi nic innego...
Mogę zatem do woli zastanawiać się, dlaczego pierwszą rzeczą, na którą zwracam uwagę jest obecność obrączki... Choć właściwie chyba nie ma nad czym się zastanawiać, prawda? Logiczne. Nie?
I jakże smutne... Trudno, nie?

A tymczasem byłam na koncercie Flash Creepów. Było bosko. Popłakałam sobie do nowego utworu. Zamieniłam zdanie czy dwa z zespołem. No może więcej. Okazuje się, że można czasem samemu gdzieś się wybrać. Bo na miejscu też jest ktoś.

Bełkot mi dziś wychodzi z tego pisania...

Powiedzcie mi lepiej, jak to działa, że czasem kogoś ciągnie do kogoś, do kogo nie powinno, kiedy się na to popatrzy obiektywnie? Nie chodzi mi tu o kogoś będącego w innym związku, czy coś równie nieodpowiedniego. Chodzi sytuację, kiedy obiekt obiektywnie nie wydaje się pociągający. A jednak podmiot odczuwa potrzebę bliższego poznania, dąży do spotkań, inicjuje rozmowy. Skąd to się bierze? Czy to już jest kosmos..? Przepraszam, czy to już jest desperacja? Czy co to jest? Nie wiadomo.

A tym innym czasem - praca wre? Skończyłam pisać, próbuję obrabiać. Nie mam weny, ale mam za to wrażenie, że nudna jest ta praca strasznie. I głupia.
Ale skończył mi się House M.D. - następny odcinek w połowie marca, więc mam dwa tygodnie na skończenie pracy i oddanie jej do promotora. Trzymajcie kciuki, co?

Pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz